piątek, 17 lutego 2012

Pokonać u źródła

Pewien chrześcijanin regularnie przychodzi na nabożeństwa, zna Pisma, zachowuje się w sposób moralny, prowadzi porządne życie, ma dobry kontakt z rodziną i znajomymi. Należy do rady zboru. Jest sumienny w pracy, dobroczynny. Mija dzień za dniem, tydzień za tygodniem, wszystko toczy się pomyślnie, na wszystko wystarcza pieniędzy. Pewnego dnia, gdy jak co dzień rano szykuje się do wyjścia do pracy, zatrzymuje się na chwilę przy regale z książkami i szuka małej niebieskiej gedeonitki, która niewątpliwie nie zajmuje dużo miejsca w walizce. Zabiera ją ze sobą i wychodzi z domu. Wsiada do tramwaju i postanawia przeczytać choć jeden fragment, nim dotrze do pracy. Czyta dobrze mu znany rozdział z Listu do Rzymian. Odrywa na chwilę wzrok z kart Biblii, by spojrzeć, na jakim znajduje się przystanku. W porządku. Jeszcze dwa przystanki. Na pewno zdąży dokończyć rozdział. Tramwaj zatrzymuje się na przystanku, na którym wysiada. Chowa, więc gedeonitkę do walizki i wysiada z tramwaju. Idzie zdecydowanym krokiem na wprost, zatłoczonym chodnikiem. W jednej ręce trzyma walizkę, zerka na zegarek znajdujący się na drugiej ręce. Jak zwykle dotrze do pracy na czas. W głowie układa już grafik dnia, myśli o ważnych zadaniach, które musi wykonać dziś jako pierwsze. Musi zadzwonić do dystrybutora, przygotować konspekt na jutrzejszą konferencję. O! I koniecznie potwierdzić dzisiejsze spotkanie z kierownikiem. Dobra organizacja to podstawa. Szef nigdy mu niczego nie zarzucał. Zawsze mógł na nim polegać. Ale nagle... chrześcijanin zatrzymuje się, a ludzie omijają go, o mało co nie wpadłszy na niego. Chrześcijanin wpadł w zadumę. Jak to? Przecież przed chwilą czytał SŁOWO BOŻE. I nic? I tak po prostu idzie sobie do pracy myśląc O NIEJ? Tak jakby przeczytał fakty w porannej prasie? Tu pojawia się pierwszy sygnał niebezpieczeństwa oddalenia się od Boga. Chrześcijanina nie dotyka Słowo Boże. Pomimo, iż w jego życiu nic nie wskazywało na to, by takie niebezpieczeństwo miało zaistnieć, ono wkradło się tak cichym krokiem, że trudno było je usłyszeć. Przed chwilą mówił do niego sam Bóg. A on zwyczajnie poszedł dalej...
Drodzy, pragnę uczulić nas na takie symptomy. Zbadajmy nasze serca! Jeśli kiedykolwiek zauważymy w naszym codziennym życiu, że nie dotyka nas Słowo Boże, kazanie, świadectwo brata lub siostry, modlitwa czyjaś lub nawet nasza własna, pokonajmy tę niewrażliwość czym prędzej. Oddalenie od Boga ma tu swoje źródło. To jest dobry czas na wytępienie nieczułości, bo teraz jeszcze mówi do nas Duch Święty. Jeśli zbagatelizujemy Jego napomnienie raz, drugi i trzeci, potem może być już za późno. Nim się obejrzymy, już będziemy tak daleko od Boga, że zaczniemy o Nim zapominać. Myślę, że sama myśl o tym, że nie poczuliśmy poruszenia np. podczas czytania Biblii, już jest błogosławieństwem, ponieważ znamy swoją sytuację. Jeśli w tym momencie nic z tym nie zrobimy, pójdziemy dalej... Jeśli chrześcijanin, o którym mowa wcześniej, ruszy dalej w kierunku swoich obowiązków w pracy... możemy stracić cenne napomnienie Ducha Świętego. Podziękujmy Bogu, za Jego czujność nad nami i módlmy się, prosząc o serce gorące dla Niego!

"I wszedł do nich do łodzi, i wiatr ustał; a oni byli wstrząśnięci do głębi. Nie rozumieli bowiem cudu z chlebami, gdyż SERCE ICH BYŁO NIECZUŁE" (Mk 6:51-52)

"Lud ten czci mnie wargami, ale SERCE ICH DALEKO JEST ODE MNIE" (Mk 7:6b)

"Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie? CZY SERCE WASZE JEST NIECZUŁE? (18) Macie oczy, a nie widzicie? Macie uszy, a nie słyszycie? I nie pamiętacie?" (Mk 8:17)

"Dlatego że poznawszy Boga, nie uwielbili go jako Boga i nie złożyli mu dziękczynienia, lecz znikczemnieli w myślach swoich, a ich NIEROZUMNE SERCE pogrążyło się w ciemności. (22) Mienili się mądrymi, a stali się głupi" (Rzym 1:21)

"A to, które padło na dobrą ziemię, oznacza tych, którzy szczerym i dobrym sercem usłyszawszy słowo, zachowują je i w wytrwałości wydają owoc." (Łk 8:15)

1 komentarz:

  1. Dzięki Agnieszko! Sam czasami łapię się na tym, że czytanie Słowa Bożego staje się martwym rytuałem, z którego niewiele wynika, uspokojeniem sumienia, bo przecież powinienem... Jeszcze groźniejsza sytuacja, gdy to samo dzieje się z modlitwą. Powtarzanie tych samych wyrażeń, tematów, brak autentycznej szczerości przed Panem, wylania swojej duszy. Jeżeli się w porę nie opamiętamy i pójdziemy tą drogą staniemy się jak zombie, mechanicznie powtarzający czynności, ale możemy być nawet dobrze postrzegani i oceniani przez innych wierzących. Może wręcz z rady zboru przeskoczymy płynnie do grona starszych zboru w jakichś wyborach...

    OdpowiedzUsuń