środa, 29 lutego 2012

Co to znaczy być podobnym do Jezusa?


Chrześcijanin zgodnie z wezwaniem Jezusa ma być podobnym do niego. „Jeźli mnie kto służy, niechże mię naśladuje, a gdziem ja jest, tam i sługa mój będzie; a jeźli mnie kto służyć będzie, uczci go Ojciec mój” - J 12:26 (Biblia Gdańska). Ale co to tak naprawdę oznacza? Skłonni jesteśmy mówić tu o dawaniu świadectwa prawdzie, o pokoju, szczerości, miłości i miłosierdziu. Ale takie cechy, przynajmniej pozornie czy na określony czas, może mieć także człowiek niewierzący, który nigdy nie słyszał o Jezusie.
Często sam też tak patrzę na kwestię naśladowania Tego, którego wszak uznaję za mojego mistrza, pozostając jednak na poziomie zewnętrznych cech.
Ale w postępowaniu Jezusa w czasie jego ziemskiej posługi najważniejsze nie było przecież tylko to, co postronni obserwatorzy mogli dojrzeć gołym okiem. Najważniejsze było to, że wszystko co robił i mówił wynikało z pełnienia woli Ojca i że zawsze to podkreślał: „…nic nie czynię sam z siebie, lecz tak mówię, jak mnie mój Ojciec nauczył. A Ten, który mnie posłał, jest ze mną; nie zostawił mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się jemu podoba” - J 8:28-29. Jezus był z Nim w stałej łączności, spędzając całe noce na modlitwie, podporządkowując Jego Słowu każde swoje słowo i czyn.
To właśnie stałe poddanie woli Bożej i prowadzeniu Ducha Świętego sprawia, że jako uczniowie Jezusa możemy odróżniać się od moralnych osób niewierzących. Nie możemy być z nimi myleni. A jak do tego nie dopuścić? Jeżeli naprawdę poddajemy się temu prowadzeniu nie musimy nawet o to pytać.

niedziela, 26 lutego 2012

Kiedy przyjdzie Pan


Kiedy przyjdzie Pan?
Wyglądamy z niecierpliwością
Czy widać już błyskawice
Kiedy przyjdzie Pan?
Gdy wyczerpią się już wszystkie przygotowane przez Niego wzory śnieżynek?
Gdy wybrzmi już ostatni grzmot?
Gdy ostatni zapisany w księdze żywota wyciągnie ręce ku niebu?
Kiedy przyjdzie Pan?

czwartek, 23 lutego 2012

Na co są skierowane twoje oczy?


Wczoraj zainspirowała mnie myśl, że idealnie to było na ziemi do momentu kiedy pierwsza kobieta Ewa dała się skusić. I tak zacząłem czytać Ks. Rodzaju 1:1, a pierwsze słowa, które są tam zapisane brzmią: Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię. I po tych słowach choć je znam od dziecka wpadam w zachwyt nad wielkością i wszechmocą Bożą. Czyż nie prawda, że po takich słowach te słowa wypowiedziane przez Pana Jezusa nabierają jeszcze większego znaczenia i mocy?: Ew. Mateusza 19:26. - A Jezus spojrzał na nich i rzekł im: U ludzi to rzecz niemożliwa, ale u Boga wszystko jest możliwe.
I czytając i wiedząc o tym moje serce się strasznie raduje i mam wielki uśmiech na twarzy bo: Ew. Jana 1:12 - Tym zaś, którzy go przyjęli, dał prawo stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię jego. No to czyż to nie jest już super, że można być dzieckiem Bożym i że wszystko jest możliwe?
Ale to nie koniec tego dobrego co daje Bóg w swojej dobroci bo: List do Rzymian 8:17-18 - A jeśli dziećmi, to i dziedzicami, dziedzicami Bożymi, a współdziedzicami Chrystusa, jeśli tylko razem z nim cierpimy, abyśmy także razem z nim uwielbieni byli. Albowiem sądzę, że utrapienia teraźniejszego czasu nic nie znaczą w porównaniu z chwałą, która ma się nam objawić. Więc co tu więcej mówić i na co czekać ?
Ew. Jana 14:1-4: Niechaj się nie trwoży serce wasze; wierzcie w Boga i we mnie wierzcie! W domu Ojca mego wiele jest mieszkań; gdyby było inaczej, byłbym wam powiedział. Idę przygotować wam miejsce. A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli. I dokąd Ja idę, wiecie, i drogę znacie. To czy można coś większego piękniejszego wymarzyć i otrzymać za darmo ? Boża miłość do ludzi jest tak wielka że aż niezrozumiała dla mojego rozumu.
Ale to jeszcze nie koniec. 1 list do Koryntian 2:9: Głosimy tedy, jak napisano: Czego oko nie widziało i ucho nie słyszało, i co do serca ludzkiego nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy go miłują.
Więc będę błagał Boga o wytrwałość w chodzeniu jego drogami i wypełnianiu Jego woli w moim życiu, krótkim życiu. List Jakuba 4:14: Wy, którzy nie wiecie, co jutro będzie. Bo czymże jest życie wasze? Parą jesteście, która ukazuje się na krótko, a potem znika.
I zwracam moje oczy na zapłatę tak jak Mojżesz (a przecież wszystkie skarby Egiptu były w zasięgu jego ręki, można ruszyć wyobraźnią, że nie było to byle co), ale on dostrzegł coś większego, cenniejszego. List do Hebrajczyków 11:25-27: i wolał raczej znosić uciski wespół z ludem Bożym, aniżeli zażywać przemijającej rozkoszy grzechu, uznawszy hańbę Chrystusową za większe bogactwo niż skarby Egiptu; skierował bowiem oczy na zapłatę. Przez wiarę opuścił Egipt, nie uląkłszy się gniewu królewskiego; trzymał się bowiem tego, który jest niewidzialny, jak gdyby go widział. Więc i ja będę się trzymał Boga, tego który jest nie widzialny, ale będę się go trzymał tak jak bym go widział .
Ew. Jana 20:29: Rzekł mu Jezus: Że mnie ujrzałeś, uwierzyłeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Diament i grafit


Niedawno przeczytałem coś, co pobudziło mnie do refleksji nad tym jak wspaniałe owoce w chrześcijaninie może przynosić ucisk i przeciwności. W Biblii natomiast znalazłem takie słowa: Poczytujcie to sobie za najwyższą radość, bracia moi, gdy rozmaite próby przechodzicie, wiedząc, że doświadczenie wiary waszej sprawia wytrwałość, wytrwałość zaś niech prowadzi do dzieła doskonałego, abyście byli doskonali i nienaganni, nie mający żadnych braków – czytamy w liście Jakuba (1;2-4). Próby, prześladowania, ucisk… Drogocenne kamienie nie powstają na leniwych plażach, w nasłonecznionych, zacisznych miejscach. Diament to nic innego jak pospolity węgiel, poddany ogromnym ciśnieniom w głębinach ziemi, w warunkach dalekich od tych, które dla diamentu uważamy za wymarzone. On na te dobre warunki, eksponowanie w blasku reflektorów, na pluszowych materiach, zasługuje, ale najpierw musi przejść „swoje”. Podobnie jest z innymi szlachetnymi kamieniami.
Perła nie powstaje dla kaprysu. Małe ziarenko tak uwiera skorupiaka, sprawia mu takie cierpienie, że w końcu wydziela on substancje, które prowadzą do stworzenia czegoś pięknego, wręcz idealnego – drogocennej perły.
Kiedy o tym myślałem zupełnie inaczej zacząłem czytać opis Nowego Jeruzalem z Księgi Objawienia: Kamienie węgielne muru miasta były ozdobione wszelakimi drogimi kamieniami: kamień pierwszy, to jaspis, drugi szafir, trzeci chalcedon, czwarty szmaragd, piąty sardoniks, szósty karneol, siódmy chryzolit, ósmy beryl, dziewiąty topaz, dziesiąty chryzopras, jedenasty hiacynt, dwunasty ametyst. A dwanaście bram, to dwanaście pereł; a każda brama była z jednej perły (Obj. 21; 19-21) Wszystkie te drogocenne elementy wyczekiwanej przez nas Niebieskiej Ojczyzny to efekt końcowy tego, przez co kiedyś przeszły.
Świat także mówi: „cierpienie uszlachetnia”. To taka karykatura tego, do czego nawołuje i co prorokuje Słowo Boże. Nędzna imitacja, nie znająca celu swego istnienia ani przeznaczenia. Wszak grafit to także węgiel, też przeszedł przez rozmaite „ciężkie doświadczenia”, ale nie stał się diamentem. Dlaczego? To pytanie głównie dla mineraloga, ale zastanowienie się nad nim pewnie i dla chrześcijanina byłoby pożyteczne.

piątek, 17 lutego 2012

Pokonać u źródła

Pewien chrześcijanin regularnie przychodzi na nabożeństwa, zna Pisma, zachowuje się w sposób moralny, prowadzi porządne życie, ma dobry kontakt z rodziną i znajomymi. Należy do rady zboru. Jest sumienny w pracy, dobroczynny. Mija dzień za dniem, tydzień za tygodniem, wszystko toczy się pomyślnie, na wszystko wystarcza pieniędzy. Pewnego dnia, gdy jak co dzień rano szykuje się do wyjścia do pracy, zatrzymuje się na chwilę przy regale z książkami i szuka małej niebieskiej gedeonitki, która niewątpliwie nie zajmuje dużo miejsca w walizce. Zabiera ją ze sobą i wychodzi z domu. Wsiada do tramwaju i postanawia przeczytać choć jeden fragment, nim dotrze do pracy. Czyta dobrze mu znany rozdział z Listu do Rzymian. Odrywa na chwilę wzrok z kart Biblii, by spojrzeć, na jakim znajduje się przystanku. W porządku. Jeszcze dwa przystanki. Na pewno zdąży dokończyć rozdział. Tramwaj zatrzymuje się na przystanku, na którym wysiada. Chowa, więc gedeonitkę do walizki i wysiada z tramwaju. Idzie zdecydowanym krokiem na wprost, zatłoczonym chodnikiem. W jednej ręce trzyma walizkę, zerka na zegarek znajdujący się na drugiej ręce. Jak zwykle dotrze do pracy na czas. W głowie układa już grafik dnia, myśli o ważnych zadaniach, które musi wykonać dziś jako pierwsze. Musi zadzwonić do dystrybutora, przygotować konspekt na jutrzejszą konferencję. O! I koniecznie potwierdzić dzisiejsze spotkanie z kierownikiem. Dobra organizacja to podstawa. Szef nigdy mu niczego nie zarzucał. Zawsze mógł na nim polegać. Ale nagle... chrześcijanin zatrzymuje się, a ludzie omijają go, o mało co nie wpadłszy na niego. Chrześcijanin wpadł w zadumę. Jak to? Przecież przed chwilą czytał SŁOWO BOŻE. I nic? I tak po prostu idzie sobie do pracy myśląc O NIEJ? Tak jakby przeczytał fakty w porannej prasie? Tu pojawia się pierwszy sygnał niebezpieczeństwa oddalenia się od Boga. Chrześcijanina nie dotyka Słowo Boże. Pomimo, iż w jego życiu nic nie wskazywało na to, by takie niebezpieczeństwo miało zaistnieć, ono wkradło się tak cichym krokiem, że trudno było je usłyszeć. Przed chwilą mówił do niego sam Bóg. A on zwyczajnie poszedł dalej...
Drodzy, pragnę uczulić nas na takie symptomy. Zbadajmy nasze serca! Jeśli kiedykolwiek zauważymy w naszym codziennym życiu, że nie dotyka nas Słowo Boże, kazanie, świadectwo brata lub siostry, modlitwa czyjaś lub nawet nasza własna, pokonajmy tę niewrażliwość czym prędzej. Oddalenie od Boga ma tu swoje źródło. To jest dobry czas na wytępienie nieczułości, bo teraz jeszcze mówi do nas Duch Święty. Jeśli zbagatelizujemy Jego napomnienie raz, drugi i trzeci, potem może być już za późno. Nim się obejrzymy, już będziemy tak daleko od Boga, że zaczniemy o Nim zapominać. Myślę, że sama myśl o tym, że nie poczuliśmy poruszenia np. podczas czytania Biblii, już jest błogosławieństwem, ponieważ znamy swoją sytuację. Jeśli w tym momencie nic z tym nie zrobimy, pójdziemy dalej... Jeśli chrześcijanin, o którym mowa wcześniej, ruszy dalej w kierunku swoich obowiązków w pracy... możemy stracić cenne napomnienie Ducha Świętego. Podziękujmy Bogu, za Jego czujność nad nami i módlmy się, prosząc o serce gorące dla Niego!

"I wszedł do nich do łodzi, i wiatr ustał; a oni byli wstrząśnięci do głębi. Nie rozumieli bowiem cudu z chlebami, gdyż SERCE ICH BYŁO NIECZUŁE" (Mk 6:51-52)

"Lud ten czci mnie wargami, ale SERCE ICH DALEKO JEST ODE MNIE" (Mk 7:6b)

"Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie? CZY SERCE WASZE JEST NIECZUŁE? (18) Macie oczy, a nie widzicie? Macie uszy, a nie słyszycie? I nie pamiętacie?" (Mk 8:17)

"Dlatego że poznawszy Boga, nie uwielbili go jako Boga i nie złożyli mu dziękczynienia, lecz znikczemnieli w myślach swoich, a ich NIEROZUMNE SERCE pogrążyło się w ciemności. (22) Mienili się mądrymi, a stali się głupi" (Rzym 1:21)

"A to, które padło na dobrą ziemię, oznacza tych, którzy szczerym i dobrym sercem usłyszawszy słowo, zachowują je i w wytrwałości wydają owoc." (Łk 8:15)

czwartek, 16 lutego 2012

Religia czy wiara?


Jako ewangelicznie wierzący chrześcijanie często zaprzeczamy gdy ktoś mówi, że wyznajemy jakąś religię. Niektórzy reagują na to wręcz alergicznie. Dlaczego? Gdy padnie takie pytanie wpadają w „święte oburzenie”, ale tak naprawdę często nie są w stanie wystarczająco uzasadnić jego przyczyny.
Według Wikipedii religia to system wierzeń i praktyk, określający relację pomiędzy (…) sferą sacrum (świętością) i sferą boską, a społeczeństwem, grupą lub jednostką. Podobną definicję podają także inne słowniki i encyklopedie.
Systemu wierzeń i praktyk można się nauczyć. Można zapamiętać np. który z egipskich bogów czym „rządził”, albo jakie ofiary składać bóstwu z tej czy innej okazji. Co więcej – można uznać nawet, że ten system jest prawdą i tego się trzymać. I wszystko wydaje się OK.
Ostatnio zastanawiałem się na czym naprawdę polega różnica między religią (martwą – dodajemy czasem) a żywą wiarą. Nawet gdybym nauczył się całej Biblii na pamięć, „wykuł” dlaczego Jezus jest Chrystusem i po co ofiarował się na śmierć na krzyżu, a potem uznał to za prawdę – byłbym tylko wyznawcą martwej religii.
To co decyduje o obecności w człowieku żywej wiary to dotknięcie Pana, upamiętanie, odwrócenie się od dotychczasowego życia, narodzenie na nowo. To nie system wierzeń wiedzie przez życie co dnia tych, którzy mają dane prawo nazywać się dziećmi Bożymi, ale Jego ciągła obecność i prowadzenie. Dzieci nie kierują się w swym postępowaniu zestawem nakazów i zakazów, które przekazał im ojciec (choć dla patrzącego z boku tak to może wyglądać), ale miłością do niego i świadomością, że on stale jest przy nich.
Dlatego także druga część definicji religii nie ma tu zastosowania. Dla narodzonego na nowo człowieka, w którym mieszka Duch Święty nie ma sfery sacrum i profanum, nie ma takich dziedzin życia czy miejsc, w których może „odłożyć na bok” swoją wiarę. Do sfery sacrum, czyli świętości, należy już wszystko, bo na to wszystko patrzymy oczami wiary.

niedziela, 12 lutego 2012

Kiedyś


Sięgam pamięcią wstecz i przypominam sobie jak to było ze społeczeństwem i panującymi niepisanymi zasadami moralności.
Pamiętam, że gdy kiedyś nieczęsto widziało się człowieka pod wpływem alkoholu na ulicy. Poza tym ten widok mówił wiele o wychowaniu tego człowieka i jego moralności. A czy teraz widok pijanego człowieka na ulicy porusza kogokolwiek? Myślę, że nie. Co niektórzy powiedzą wręcz – „ten to ma dobrze”.
Pamiętam, że kiedyś ludzie którzy używali narkotyków byli traktowani jak wyrzutki społeczeństwa, chowali się po kątach i nie przyznawali się do tego co robią. Teraz jeśli nie „próbowałeś” to jesteś uważany za kogoś gorszego lub wręcz jesteś wyśmiewany i obrażany –„co ty możesz wiedzieć o życiu”.
Kiedyś mężczyzna który uprawiał seks z drugim mężczyzną był uważany za chorego człowieka, wytykano go palcami i było to bardzo odrażające, teraz gej jest „trendy”, nie nosi na sobie ciężaru wstydu swojej choroby. Jest wręcz „łakomym kąskiem”, w tych czasach super mieć geja za przyjaciela.
Przekleństwa kiedyś nie było słychać na ulicy, w pracy czy w sklepie a jeśli tak, to gdy usłyszałeś je, to strasznie dźwięczały w uchu, poruszały społeczeństwo, określały negatywnie wychowanie takiego człowieka. Teraz czy „przeklony” poruszają? Czy nakładają piętno na człowieka? Wręcz odwrotnie, teraz dodają animuszu. „Przeklony” potrafią „wyrobić” postać człowieka, nadać mu „charakter”. Dzieci w szkołach przeklinają nie znając znaczenia wyrazów, które wypowiadają ale wiedzą, że wtedy uchodzą za macho i dodatkowo są „zabawni” – „przeklon” potrafi wywołać uśmiech na twarzy.
Pamiętam, że kiedyś wołanie o pomoc poruszało wszystkich wokół. To było zapisane w sercu by pomóc, ratować, przyjść z pomocą. Było to zaszczytem ale i obowiązkiem i zwykłą sprawą pomóc innej osobie. Teraz wołanie o pomoc nie porusza już ludzi, niesienie pomocy nie jest już zaszczytem, niesienie pomocy uważane jest za głupotę. Ludzie odwracają głowy, udają, że nie słyszą wołania – radź sobie sam.
Kiedyś było wstydem być nieposłusznym rodzicom, takie nieposłuszne dziecko było piętnowane, wytykane palcami i nikt nie chciał z takim dzieckiem się bawić. Teraz dziecko, które jest nieposłuszne rodzicom jest uważane za „gangstera”, osobę, z którą warto się kumplować i przyjaźnić. Teraz dzieci zabijają swoich rodziców.
Okrucieństwo – kiedyś nie słyszało się o tym, a jeśli już to był jakiś sporadyczny ewenement i wybryk. Teraz o okrucieństwo ocieramy się prawie wszędzie i słyszymy o nim co dzień.
Wiec chcę pokazać wam co mówi o tym Biblia i dlaczego postanowiłem o tym napisać.

2 List do Tymoteusza 3:1-5: A to wiedz, że w dniach ostatecznych nastaną trudne czasy: Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, chełpliwi, pyszni, bluźnierczy, rodzicom nieposłuszni, niewdzięczni, bezbożni, bez serca, nieprzejednani, przewrotni, niepowściągliwi, okrutni, nie miłujący tego, co dobre, zdradzieccy, zuchwali, nadęci, miłujący więcej rozkosze niż Boga, którzy przybierają pozór pobożności, podczas gdy życie ich jest zaprzeczeniem jej mocy; również tych się wystrzegaj.

Więc jak to jest? 

czwartek, 9 lutego 2012

Pękła… rzeczywistość?


Przez kilka dni tego tygodnia kolejne ekipy hydraulików zmagały się z pozornie drobną usterką w mojej łazience. Nie było mowy o prysznicu ani o używaniu pralki. Wydaje się, że nie ma właściwie o czym pisać, jednak to wydarzenie uświadomiło mi jak wielu dobrych rzeczy nie dostrzegam co dnia. Wydają się oczywiste, zapewniają płynny, bezproblemowy ciąg wydarzeń. Łóżko zapewnia wygodny sen, grzejnik ciepło, budzik pomaga zdążyć do pracy, czajnik pozwala napić się gorącej herbaty… itd. Wyciągnięcie jednego patyka z tej układanki sprawia, że wszystko nagle się wali. Jeżeli nie jesteśmy dość mocno osadzeni w Chrystusie, jeżeli wszystko, w czym pokładamy ufność i nadzieję to takie kruche rusztowania, podtrzymujące naszą codzienność - to wszystko MOŻE się zawalić.
Jak wielu łask Bożych nie dostrzegam co dnia. Co tu mówić nawet o tym, że działają udogodnienia, pozwalające łatwiej przezwyciężać codzienne trudności– przecież „On, który jest odblaskiem chwały i odbiciem jego istoty (i) podtrzymuje wszystko słowem swojej mocy” - Hbr 1:3. Wszystko! Przecież rano nie tylko może nie być wody do kąpieli, może nie być już niczego… Jak często uważam to, że stoję na podłodze, mogę spoglądać za okno czy podziwiać blask słońca za oczywistość, za coś co mi się należy? Jak rzadko to doceniam, wysławiając Pana i składając Mu dzięki.

sobota, 4 lutego 2012

Niech nas wyzwoli prawda


„Dziś nie ma rodziny, w której nie dyskutowano by o tym dramacie” – mówi elokwentny dziennikarz w transmisji na żywo z Sosnowca. „Wszyscy się zastanawiamy ciągle nad tym, co stało się w tym domu” – dzieli się swoimi troskami starsza pani do podsuniętego jej mikrofonu. Jakoś czuję się wyalienowany z tych „wszystkich”. Moja rodzina, zarówno ta według ciała, jak i ta duchowa, nie dyskutuje o dramacie małej Madzi. Dlaczego? Przyczyn można by określić wiele, ale najkrócej zamknąć wszystkie w jednej – to wiara w Jezusa Chrystusa.
Myśląc o sieci kłamstwa i strachu, w którą zaplątała się mama nieszczęśliwego dziecka nie mogę nie przypominać sobie wersetu z ewangelii Jana: - I poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi. [J 8:32]. Zamiast roztrząsać w nieskończoność szczegóły dramatu z Sosnowca warto lepiej pomyśleć czego możemy się z niego nauczyć. Prawda wyzwala, choć często to sporo kosztuje. Misternie zbudowana sieć kłamstw daje iluzję, że można się w niej bezpiecznie ukryć. Iluzję, która rozwieje się prędzej czy później. W sumie lepiej żeby wszystkie iluzje naszych kłamstw rozwiały się tutaj, dopóki żyjemy, choć zapłacimy w najlepszym wypadku ogromnym wstydem. Wtedy jest jeszcze szansa na upamiętanie. Potem będzie za późno.

środa, 1 lutego 2012

Nie chcę być sprytny


Bogu się upodobało bym mógł poznać Go. A jeśli poznałem, dowidziałem się o tej wspaniałej nowinie to czy teraz, jak zakosztowałem i wiem co zrobił dla mnie Jezus Chrystus to mam siedzieć cicho? Nie rozgłaszać jej?
No bo przecież co ludzie powiedzą? Może nawet zaczną drwić, a może zaprzestaną utrzymywania kontaktów, a może zaczną wytykać palcami ? W sumie są powody do milczenia, no nie? Po co tak się wystawiać, przecież to głupota. No jeszcze jakby tak Jezus był „trendy”, ludzie by chcieli o nim rozmawiać, słuchać tak sami z siebie no to wtedy może coś bym powiedział, no bo to już chyba nie byłoby tak strasznie.
Ale teraz gdy nikt nie chce słuchać o Jezusie w tych czasach, kto tego chce słuchać? Kto w sumie potrzebuje Jezusa? Jak wielu przypadkach nie wystarcza na chleb do końca miesiąca, trzeba wybierać czy zapłacić za mieszkanie czy kupić chleba, więc… co tu mówić o Jezusie. Hmm… jakbyś tak powiedział o pracy, gdzie można zarobić na godne utrzymanie siebie i rodziny – no to super, tego nam trzeba. Ale Jezus teraz, wiesz… żeby on tak z raz w miesiącu z parę zł chciał rzucić – no to jestem z nim! Ale z tego co ty mi tu mówisz to nie dość że ja nic nie dostane teraz, to jeszcze ja coś sam muszę od siebie dać?! Głupota... A te Życie Wieczne – eeh kolego, poczekaj troszkę , przecież sam wiesz jak to jest, nie teraz… Pozwólcie mi zrobić coś dla siebie. Marzy mi się taki piękny dom z ogródkiem, trawnikiem… No wypadałoby jeszcze wtedy jakiś fajowy mieć samochodzik przy takim domku a i dzieci na studia by trza wysłać żeby tak ciężko nie musiały pracować, no przecież wiesz o czym mówię, no nie?
Wiec proszę cię nie zawracaj mi teraz głowy Jezusem, jest jeszcze czas a w sumie to przecież znasz mnie. Jakby tak popatrzeć na mnie i na innych to jestem całkiem cool, płacę podatki (grrr!) no bo muszę, w sumie to nawet staram się nie przeklinać (przecież sam wiesz), a z piciem no od święta, a i do kościoła w niedziele pójdę no i nawet na tacę dam. Więc, nie jest przecież źle, no nie ? Więc nie wyjeżdżaj mi tu z tym Jezusem.
Czy tak nie jest? A no właśnie jest, diabeł tak zorganizował ten świat by człowiek nie miał czasu, chęci by myśleć o Bogu. On już tak się dobrze postara żeby ci wypełnić życie po brzegi jak nie problemami i zmartwieniami no to radościami i zabawą, ale byś nie miał czasu dla Boga. A jak już coś to niech Bóg ustawi się w kolejkę i jak przyjdzie czas wtedy pogadamy. Oooh – marność choćby człowiek pozyskał cały świat a na duszy poniósł szkodę to jest dopiero marność. No ale właśnie tego oczekuję diabeł i w ten sposób ludzie łapią się w pułapkę i idą na śmierć i wiecznie potępienie! Więc jeśli ja wiem o tym wszystkim to mam przestać mówić? O tym że jest wspaniała nadzieja dla wszystkich? Panie Jezu nie pozwól by moje usta się nie zamknęły, ja pragnę być twym narzędziem i słuchać głosu twego z dnia na dzień i być Ci posłusznym i wypełniać wolę twoją w moim życiu póki mi je dajesz, wdzięczny ci jestem za to.
Jeśli przestałbym mówić to co – liczył bym na to, że dostanę się do nieba? W sumie całkiem sprytne – nie wystawiasz się na pośmiewisko u innych a no i do nieba się dostaniesz! Oooooh tragiczne podejście! Nie tego oczekuje ode mnie Pan Jezus, przychodzi mi do głowy podobieństwo o którym mówił Pan Jezus o talentach. No i jak to tam wyszło – czy Pan był zadowolony z tego sługi, który przechował w ziemi swój talent? No nie bo przecież nie po to powierzył mu go by zakopywał i oddał Panu to samo dostał.
I co tam się stało? Czy ten sługa mógł zostać u swojego Pana i dalej mu służyć? Nie, zostało mu odebrane to co dostał i został wyrzucony poza gospodarstwo tegoż pana! Chciał być tak sprytny i przebiegły a wyszło na to, że znalazł się w jeszcze gorszym położeniu, bez możliwości powrotu.
Więc jak ja mam milczeć jeśli został mi powierzony talent , mam zlekceważyć to co wiem i być „sprytnym”, zakopać to co dostałem i czekać na powrót mojego Pana i oddać Mu tylko to co dostałem? O nie, bo ja wiem że mój Pan nie zadowoli się tym samym co mi powierzył a jak ja bym mógł mu po powrocie spojrzeć w oczy?! Nie chcę tego . Pragnę wypełnić wole mojego Pana a gdy wróć i odebrać nagrodę.