niedziela, 2 lutego 2020

Bóg będzie sądził sprawiedliwie…


Od 1473 roku obraz „Sąd Ostateczny” rozbudza wyobraźnię i emocje oglądających go osób. Kontemplują go dzisiaj głównie znawcy sztuki, podziwiając niewątpliwy kunszt twórcy. Przez wieki był jednak (i niestety jest często też dzisiaj) źródłem wiedzy o tym jak będzie wyglądał koniec świata i sąd który Bóg odbędzie nad narodami.


…kradzież
Już sam początek historii może bulwersować. Obraz powstał w pracowni Hansa Memlinga (tak uważa większość badaczy choć nie brakuje także innych teorii co do jego autorstwa) w Brugii (miasto w dzisiejszej Belgii) na zamówienie włoskiego zamożnego bankiera i miał zawisnąć w jego prywatnej kaplicy w kościele pod Florencją we Włoszech. Jego morska podróż z niderlandzkiego portu została brutalnie przerwana u wybrzeży Anglii atakiem karaweli „Peter von Danzig”, dowodzonej przez gdańskiego kapra (czyli pirata na usługach miejskich - Paula Beneke). Bitwa była wynikiem konfliktu pomiędzy Anglią a związkiem hanzeatyckich miast (do której należał Gdańsk). Zrabowany ładunek, wraz z tryptykiem „Sąd Ostateczny” wszedł w posiadanie kapra, trzech gdańskich patrycjuszy i załogi karaweli. Obraz został podarowany gdańskiemu kościołowi Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny (obecnie - Bazylika Mariacka Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny) a księża ochotnie przyjęli drogocenny dar, będący wynikiem krwawego rabunku. Przez myśl im widać nie przeszło by tryptyk odesłać do prawowitego właściciela. Motywacji takiego postępowania możemy domyślać się z dużą dozą prawdopodobieństwa…
Bezstronnego świadka tej relacji zadziwiać może fakt, że dzisiaj mówi się otwarcie o tym fakcie bez zająknięcia i śladu zażenowania, a nawet z nutką dumy. Zresztą obraz był potem jeszcze nie raz rabowany, najpierw przez Napoleona na początku XIX wieku, później trafił do Berlina, skąd „wrócił” do Gdańska dzięki negocjacjom. W czasie II wojny światowej obraz padł ponownie ofiarą kradzieży, tym razem dokonanej przez Armię Czerwoną, która wywiozła go do leningradzkiego Ermitażu. Ale i stamtąd „wrócił” do sprawcy pierwszego rabunku, czyli Gdańska (z przystankiem w Muzeum Narodowym w Warszawie), w 1956 roku. Trafił do Muzeum Pomorskiego, dzisiejszego Muzeum Narodowego w Gdańsku.
Zadziwiać może fakt, że Gdańsk zachowywał się przez te wieki jak pełnoprawny właściciel obrazu. Mało tego, do dzisiaj trwa konflikt pomiędzy gdańską Bazyliką Mariacką a Muzeum o „prawa” do tryptyku. Dzisiaj w kościele wisi doskonała kopia obrazu, ale ambicje księży nie pozwalają na to, by odpuścić i pozwolić by „ich” arcydzieło poniewierało się w salach muzealnych. Przecież zostało ukradzione w mocy prawa!
Ta co najmniej niesmaczna historia stanowi doskonały i wręcz symboliczny wstęp do treści tego dzieła stanowiącego powód do dumy dla gdańskiego muzeum ale także dla całego miasta.

…kłamstwo
Kiedy przed obrazem stanie człowiek, dla którego Słowo Boże jest żywe i jest treścią jego życia to już na pierwszy rzut oka widzi, że coś tu nie gra. Pomińmy fakt, że diabły są całkowicie zgodne z powszechnie uznanym bezsensownym wyobrażeniem „ludowym” (aż nie do wiary!) – są czarne, ogoniaste i rogate. Niestety kopyt brakuje, a przynajmniej ja się nie dopatrzyłem. Ale ostatecznie jakieś kurze i kacze łapy też ujdą. Żeby nie było za schematycznie Memling dodał przynajmniej dwóm z upadłych aniołów motyle skrzydła. A, no i oczywiście widły w łapach dla wszystkich, jak mogłem zapomnieć!
Obraz jak to tryptyk podzielony jest na trzy części – po lewej brama do nieba, po prawej przedsionek piekła a po środku „sąd właściwy”. Ale o nim później. Niewątpliwie najpierw uwagę przyciąga dramatyczna i atrakcyjna wizualnie piekielna strona. Tam to się dopiero dzieje!
Kłębowisko splątanych bezładnie ciał, spadających wśród dymu i płomieni w otchłań.
No właśnie, coś tu nie gra… Bo potępieńcy spychani są do piekielnych czeluści przez diabły! Tak, jakby nie były one zbuntowanymi aniołami ale posłusznymi wykonawcami Bożego wyroku! Przecież Słowo Boże wyraźnie mówi, że szatan zbuntował się przeciwko Bogu i nadal trwa w tym buncie, u którego podstaw legła duma i pycha. No i oczywiście pociągnął za sobą jedną trzecią zastępów anielskich. Nie ma więc takiej opcji by diabły pędziły ludzi do piekła, by wykonywał jakieś Boże polecenia. Oczywiście diabeł robi wszystko byśmy nie trwali w Bogu ale to zupełnie co innego. Słowo Boże mówi samo za siebie „jak to wygląda”: „Piekło w dole poruszyło się przez ciebie, by wyjść ci na spotkanie; dla ciebie obudziło umarłych, wszystkich książąt ziemi; rozkazało wszystkim królom narodów powstać ze swoich tronów. Ci wszyscy odezwą się i powiedzą ci: Czyż zasłabłeś jak i my? Czy stałeś się podobny do nas? Strącono do piekła twój przepych i dźwięk twojej lutni. Twoim posłaniem jest robactwo, robactwo też jest twoim przykryciem. O jakże spadłeś z nieba, Lucyferze, synu jutrzenki! Powalony jesteś aż na ziemię, ty, który osłabiałeś narody! Ty bowiem mówiłeś w swoim sercu: Wstąpię do nieba, ponad gwiazdy Boga wywyższę swój tron. Zasiądę na górze zgromadzenia, na krańcach północy; Wzniosę się nad szczyty obłoków, będę równy Najwyższemu. Lecz zostaniesz strącony aż do piekła, do krańców dołu.” – Księga Izajasza 14,9-15. No i już widać kto będzie w piekle a nie kto będzie pilnował i doglądał piekła. Taki niestety obraz diabłów w widłami smażących grzeszników w kotłach ze smołą i mieszających tam widłami funkcjonuje w obiegowej wyobraźni i chyba nijak się tego nie da wyplenić – jedynie przez Słowo Boże.
Gdyby jednak tego było mało to zacytujmy jeszcze Objawienie Jana (20,10): „Wówczas diabeł, który ich zwodził, zostanie wrzucony do jeziora ognia i siarki, gdzie już przebywa bestia oraz fałszywy prorok. Tam będą dręczeni dniem i nocą — na wieki.” No i mamy pytanie – kto wtedy będzie popędzał widłami diabła…
W centrum obrazu na poziomie trawiastego gruntu rozgrywają się istne potyczki aniołów z diabłami. Biedacy, którzy dopiero wydostali się z grobów są od razu chwytani przez obie „strony”, by jak najszybciej odtransportować ich do Nieba lub piekła. Jedna z takich zdobyczy ciągnięta jest właśnie przez diabła do strefy piekielnej, inny nieszczęśnik popędzany jest widłami. Czy anioły i diabły walczą o człowieka? Co mówi o tym Biblia?
„Wiemy, że każdy, kto się narodził z Boga, nie grzeszy, bo Syn Boży chroni go i zły nie ma do niego dostępu.” - 1 List Jana 5,18. Czyli – owszem, diabeł ima się ludzi, ale tylko tych, którzy i tak są jego (a więc nie ma tu żadnego wyrywania), albo takich, którzy świadomie dają mu do siebie dostęp. Potwierdza to także psalm 38 (werset 8): „Anioł Pański stanął obozem przy bogobojnych, nic im nie może zaszkodzić.” A Jakub wzywa wierzących do samodzielnego działania, które musi być skuteczne: „Poddajcie się więc Bogu, przeciwstawcie się zaś diabłu, a ucieknie od was.” - List Jakuba 4,7.
Jak widać taka postawa dotyczy jednak tylko wierzących ludzi. O nich aniołowie nie muszą się bić z diabłami, to „inna liga”, nie ma czegoś takiego jak równoprawność posłańców Bożych i Bożych wygnańców. Niestety kultura masowa pełna jest odniesień do takiego wyobrażenia walki anioła i diabła o biedną bezradną duszyczkę. Obawiam się, że autorytet wielkiego XV-wiecznego malarza zrobił tu wiele złego.
Obraz pokazuje nam rozbudowaną scenę z szeroką równiną, w której otwierają się groby. Jedni zmartwychwstali idą od razu spokojnie w towarzystwie aniołów do bramy Nieba, inni są porywani do czeluści piekielnych. Ale Słowo Boże nie przynosi nam takiego obrazu. Cała scena sądu w Biblii zyskuje bowiem – jakby powiedzieli fizycy – czwarty wymiar. Jest nim CZAS!
W największym skrócie – ci, którzy oddali swoje życie Jezusowi i wytrwali w tym, zmartwychwstaną tysiąc lat przed pozostałymi. Słowo Boże naucza, że Ci pierwsi wezmą udział w uczcie Baranka, ci drudzy dopiero po dziesięciu wiekach (!) zostaną potępieni i to tak naprawdę nad nimi odbędzie się sąd. „Następnie mój wzrok padł na trony. Zasiedli na nich ci, którym powierzono sąd. I zobaczyłem dusze ściętych z powodu świadectwa Jezusa oraz z powodu Słowa Boga — tych, którzy nie pokłonili się bestii ani jej podobiźnie i nie przyjęli znamienia na swe czoło lub rękę. Ożyli oni i panowali z Chrystusem przez tysiąc lat. Pozostali umarli ożyli dopiero po tym tysiącletnim okresie. To jest pierwsze zmartwychwstanie. Szczęśliwi i święci ci, którzy mają w nim udział. Druga śmierć nie ma nad nimi władzy. Będą oni kapłanami Boga i Chrystusa — a panować z Nim będą tysiąc lat. (…) [Potem] Spojrzałem i zobaczyłem wielki, biały tron. Siedział na nim Ten, przed którego obliczem uciekła ziemia oraz niebo, i nie można już było znaleźć dla nich miejsca. Zobaczyłem też umarłych. Byli wśród nich wielcy i mali. Stali przed tronem. Rozwinięto zwoje. Otwarto też inny zwój — Zwój życia. I dokonał się sąd nad umarłymi. Podstawą sądu były zapisy w zwojach, a jego miarą — czyny podsądnych.  A umarłych wydało morze — tych, którzy w nim byli — a także śmierć oraz świat zmarłych. I wszyscy zostali osądzeni — każdy według swych czynów. Następnie śmierć i świat zmarłych zostały wrzucone do jeziora ognistego. To jezioro ogniste jest drugą śmiercią. Jeśli kogoś nie znaleziono w spisie Zwoju życia, ten został wrzucony do jeziora ognistego.” – Obj 20, 4-6; 11-15. Wiersz 5. bardzo dobitnie oddaje przekład Słowo Życia: „To jest pierwsze zmartwychwstanie. Pozostali umarli jeszcze nie powrócili do życia – stanie się to dopiero po upływie tysiąca lat.”
Słowo Boże mówi też o tym, że pierwsze zmartwychwstanie tych, którzy umarli w Chrystusie dokona się w momencie POCHWYCENIA. „To wam podajemy jako Słowo Pańskie: My, którzy pozostaniemy przy życiu aż do przyjścia Pana, nie wyprzedzimy tych, którzy zasnęli. Gdyż sam Pan zstąpi z nieba z wyraźnym rozkazem, przy wtórze głosu archanioła i przy dźwiękach trąby, w którą Bóg każe zadąć. WTEDY NAJPIERW powstaną ci, którzy umarli w Chrystusie. Potem my, którzy pozostaniemy przy życiu, razem z nimi zostaniemy porwani w obłokach, w powietrze, na spotkanie Pana — i tak już na zawsze z Nim pozostaniemy. Tymi słowami dodawajcie sobie otuchy.” – 1 List do Tesaloniczan 4,15-18 (podkreślenie moje). Sam Jezus mówił o tym tak: „A kiedy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i zabiorę was do siebie, abyście i wy tam byli, gdzie Ja jestem.” – Ewangelia Jana 14,3.
O tym, kto stanie przed tzw. sądem ostatecznym najdobitniej wypowiada się sam Jezus i nie ma tu już żadnych wątpliwości: „Bóg nie posłał swego Syna na świat, aby wydał On na świat wyrok, lecz aby świat został przez Niego zbawiony. TEN, KTO WIERZY W NIEGO, NIE STANIE PRZED SĄDEM; lecz na tym, kto nie wierzy, już ciąży wyrok, ponieważ odmówił wiary w imię Jedynego Syna Bożego. Oto na czym polega sąd: Światło przyszło na świat, lecz ludzie wybrali ciemność, gdyż ich postępki były złe. Ten bowiem, kto postępuje nieuczciwie, nie lubi światła i z obawy przed wykryciem nawet nie zbliża się do niego. Kto jednak postępuje zgodnie z prawdą, nie boi się światła; chce on, aby stało się jasne, że to, co czyni, wypływa z szacunku dla Boga.” - Ew. Jana 3, 17-21. Jak mówi Słowo Boże święci (czyli ci, którzy umarli w wierze oraz pochwyceni „żywcem”) przyjdą wraz z Chrystusem, który wówczas przeprowadzi sąd. „…gdy przyjdzie nasz Pan, Jezus, w otoczeniu swoich świętych.” – 1 List do Tesaloniczan 3,13b; „W tym dniu Pan przyjdzie, aby zostać uwielbionym przez swoich świętych i być podziwianym przez wszystkich, którzy uwierzyli” - 2 List do Tesaloniczan 1,10.
Warto też przytoczyć słowa Jezusa z Ewangelii Mateusza o pochwyceniu (24,36-42) „Tego dnia natomiast ani tej godziny nikt nie zna: ani aniołowie w niebie, ani Syn — tylko Ojciec. to pokolenie, aż się to wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą. Tego dnia natomiast ani tej godziny nikt nie zna: ani aniołowie w niebie, ani Syn — tylko Ojciec. W czasach poprzedzających przyjście Syna Człowieczego będzie jak wtedy, gdy żył Noe. Ludzie przed potopem jedli, pili, żenili się i za mąż wydawali, aż do tego dnia, w którym Noe wszedł do arki. Spostrzegli się, dopiero gdy przyszedł potop i zmiótł wszystkich. Tak też będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Wtedy dwóch będzie na roli, jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony. Dwie będą mleć na żarnach, jedna będzie wzięta, druga — zostawiona. Czuwajcie zatem, ponieważ nie wiecie, którego dnia wasz Pan przyjdzie.” Bardzo podobne słowa znajdziemy w Ewangelii Łukasza 17,34-36.
To wręcz niewiarygodne, ale samo pochwycenie Kościoła, będące dzisiaj dla nas oczywistością, już po tłumaczeniu Biblii na języki narodowe pozostawało czymś zakrytym dla czytelników. Wydaje się to niesamowite, że fragmenty te zostały odczytane dopiero w połowie XIX wieku!
Ale jeżeli Biblia w tak jednoznaczny sposób ukazuje nam zupełnie inny obraz Sądu to skąd w ogóle Memling wziął to co widzimy na obrazie? Pytanie musi być jednak postawione szerzej – skąd w ogóle czerpał swoja wiedzę biblijną. Odpowiedź na to pytanie wydaje się prosta i może nam wiele wyjaśniać. Na początku XV wieku Biblia była tłumaczona jedynie na łacinę (zresztą w pozostawiającym wiele do życzenia przekładzie). Mało tego, że łaciną sprawnie mało kto się wtedy posługiwał to jeszcze łacińska Biblia była praktycznie niedostępna. Znakomity film „Luter” z 2003 roku w doborowej obsadzie (nigdy nie był wyświetlany w Polsce) dobrze to ukazuje. Pół wieku po powstaniu obrazu „Sąd Ostateczny” Biblia nadal była praktycznie niedostępna i nawet większość księży nie znała jej treści, co najwyżej ogólnie. Wynikało to także z tego, że przeważnie znali oni łacinę tylko na poziomie umożliwiającym im sprawowanie mszy. Stąd cała rewolucja Lutra, który miał możliwość odbyć głębokie studia teologiczne nad Słowem Bożym i zobaczył w pełni Jego treść.
Memling jak ogromna większość ówczesnych wiernych najpewniej sam nie czytał Biblii a jedynie opierał się na kazaniach słyszanych z ambon kościelnych. Być może na okoliczność tworzenia obrazu przeprowadzał jakieś głębsze rozmowy z księżmi… A ci roztoczyli przed nim obraz sądu, jaki wówczas był jedynym i wydawał się oczywisty (i niestety w większości dzisiaj jest nadal w kościele katolickim). Opiera się on generalnie tylko na jednym fragmencie Biblii - na słowach Jezusa z Ewangelii Mateusza (choć ostatnie zdanie nie znajduje już swojego odbicia a tryptyku): „Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swojej chwale, a z Nim wszyscy aniołowie, wtedy zasiądzie na tronie swojej chwały i będą zgromadzone przed Nim wszystkie narody. Wówczas odłączy jednych ludzi od drugich, jak pasterz odłącza owce od kozłów. Owce ustawi po swej prawej stronie, a kozły — po lewej. Wtedy jako Król powie tym po prawej stronie: Wyróżnieni przez mojego Ojca, podejdźcie, odziedziczcie Królestwo przygotowane wam od stworzenia świata. (…) Następnie powie tym po lewej stronie: Odejdźcie ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom.” – Ew. Mateusza 25,31-34; 41. Nie miejsce tu na szczegółowe analizy teologiczne. Wystarczy jedynie powiedzieć, że w krótkiej wypowiedzi (nawiązującej zresztą do poprzedzającej ją przypowieści o złym słudze i będącej obraz kary, jaką tacy słudzy poniosą) Jezus przedstawił ogólną ideę sądu (życie wieczne lub potępienie, rozdzielenie ludzi na dwie grupy) a nie pełny obraz, który jak widać w pozostałych fragmentach jest rozwinięty.
Przejdźmy do lewego skrzydła. Tutaj zbawieni wkraczają do raju po kryształowych schodach, na których wita ich osobiście sam apostoł Piotr, oczywiście z nieodłącznym kluczem, pokaźnych rozmiarów. To stały atrybut we wszystkich ikonograficznych przedstawieniach Piotra i nawiązuje do słów Jezusa z Ewangelii Mateusza (16,18-19): „Oświadczam ci, ty jesteś kamieniem, a na tej skale zbuduję mój Kościół i potęga śmierci nie zdoła go pokonać. Wręczę ci klucze Królestwa Niebios. Cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.”. W wielu tłumaczeniach Biblii imię Piotr tłumaczone jest jako „skała”, co niestety nie jest prawdą. Skałą jest nazywany w Słowie Bożym jedynie Jezus i to w wielu miejscach zarówno Nowego jak i Starego Testamentu. Piotr to petrus czyli kamyk a skała to petra.
Zupełnie inna, fundamentalna kwestia to kontekst w jakim odbywa się rozmowa Jezusa z Piotrem. To ich pierwsza rozmowa w cztery oczy po zmartwychwstaniu Jezusa i możemy wczuć się w sytuację Piotra, który przecież niedawno zaparł się trzykrotnie swojego Mistrza. Zapewne kulił się ze wstydu i strachu przed karą albo chociaż wymówkami ale nagle okazuje się, że Jezus wspaniałomyślnie przywraca go do służby. Właśnie tymi, cytowanymi wyżej słowami. Przy tym podobnie jak trzy razy Piotr zaparł się Go, tak trzykrotnie Jezus pyta Piotra czy Go kocha. To zapewne było dla Piotra ciężkie przeżycie. Ale ostatecznie Pan każe mu paść swój Kościół. Ale nie WYŁACZNIE Piotrowi! Wcześniej wiele razy w różny sposób kazał to robić swoim uczniom. Dwukrotnie (przed ukrzyżowaniem i po zmartwychwstaniu) powodował, że byli napełniani Duchem Świętym. Pełne zesłanie Ducha nastąpiło w dniu Pięćdziesiątnicy na 120 osób, będących zaczątkiem Kościoła. A rolą Ducha Świętego i Jego darów jest wyłącznie usługiwanie Kościołowi!
Jeszcze inna kwestia polega na tym, że Królestwo Niebios (wspomniane w rozmowie Jezusa z Piotrem) czy Królestwo Boże a Niebo jako ostateczne miejsce przebywania zbawionych (bez wchodzenia w szczegóły eschatologiczne) to nie to samo. Jezus mówił: „Nie da się powiedzieć: Patrzcie, jest tu albo tam, bo właśnie Królestwo Boże jest już wśród was!” – Ew. Łukasza 17,21. Piotr otrzymał symbolicznie klucze do Królestwa Niebios jako prawo do otwierania go dla innych czyli zwiastowania im Ewangelii. Wydaje się, że najłagodniejszym określeniem byłoby, że obraz Piotra na obrazie Memlinga (ale i w całej katolickiej ikonografii) jest ogromnym uproszczeniem, niewiele mającym wspólnego z prawdą. No ale poszło… Piotr z kluczem stał się obowiązkowym obrazkiem.
Kryształowe schody wiodą do ozdobnej kamiennej bramy, przywodzącej na myśl wspaniałe portale gotyckich katedr i niewątpliwie na nich wzorował się Memling. Wydaje się to oczywiste dla ówczesnego wierzącego człowieka, że brama katedry kojarzyła się z bramą do innego, lepszego świata, niemalże już nieba na ziemi. Tutaj za bramą Nieba widać złotą poświatę, sugerującą Bożą obecność i światłość. Ale tuż za bramą widać też coś na kształt tiary czyli nakrycia głowy, noszonego przez papieży. Oczywiście samo to nakrycie i jego kształt nie ma żadnych biblijnych odwołań, ale zapewne ma sugerować, że papież (zapewne ten wówczas kierujący kościołem katolickim) wejdzie do Nieba. A może to tiara należąca do samego Boga Ojca, którego wszak nie widzimy nigdzie na obrazie?

Czas już chyba przejść do centrum obrazu, gdzie widzimy ogromną, okazałą postać archanioła Michała w błyszczącej zbroi. Skąd się tam wziął? Tego nie wiadomo, bo Biblia nie wspomina nawet o obecności archanioła Michała na tej rozprawie sądowej. Być może to kwestia założeń kompozycji obrazu albo echo jakichś sugestii zamawiającego lub „duchowych doradców”… A może potrzebny był ktoś, kto trzyma wielką wagę, na której ważeni są święci i grzesznicy? Archanioł doskonale nadawał się do tego zadania.
Oczywiście idea ważenia ludzi na sądzie wzięta jest z przysłowiowego kosmosu. Co niby miało by być ważone? Zapewne dobre i złe uczynki, a domyślne założenie jest takie, że dobre są cięższe i przechylają szale wagi. Zapewne ktoś tu słyszał jakieś „dzwony” ale nie wiedział w którym (nomen omen) kościele.
Biblia dwa razy mówi o ważeniu w sensie ważenia wartości człowieka przed Bogiem. Raz w Księdze Daniela, kiedy opisuje świętokradczą ucztę króla Babilonu Belsazara. Na ścianie ukazał się wówczas napis mene, mene, tekel, uparsin a Daniel tak pisze o znaczeniu słowa tekel: „Tekel — jesteś zważony na wadze i znaleziony lekkim.” – Księga Daniela 5,27. Drugi tekst to wypowiedź Joba: „To niech mnie Bóg zważy na dokładnej wadze, a wtedy pozna moją niewinność!”  - Księga Joba 31,6. Jak widać oba fragmenty nijak się mają do sądu ostatecznego, za to doskonale wpisują się w tezę od wieków pielęgnowaną przez kościół katolicki jakoby Bóg rozsądzał przyszłość (wieczność) ludzi na podstawie ich uczynków – dobre muszą przeważać nad złymi. I tu mamy bardzo sugestywną ilustrację tego całkowicie niebiblijnego poglądu, popartą autorytetem i imponującą postacią archanioła.
Ale sprawa jest jeszcze poważniejsza niż by się wydawało. Zarówno w samej idei ważenia jak i przede wszystkim w postaci możemy doszukiwać się dalekich ech pogańskich. Tak, chodzi oczywiście o Temidę, dziś postać symbolizującą bezstronność i nieuchronność wymiaru sprawiedliwości, w mitologii greckiej to bogini i uosobienie sprawiedliwości, prawa i WIECZNEGO porządku. Zastanawiające, nie prawdaż ?...
No i czas by podnieść wzrok. Tu widzimy Chrystusa, zasiadającego na tęczy. Dziwne miejsce dla Króla królów, tym bardziej, że Słowo Boże wiele razy wspomina o tronie, na którym zasiada Bóg i Jego Syn lub o przyjściu Jezusa na obłokach. Ale tęcza jest trochę gdzie indziej. Apostoł Jan relacjonuje w Objawieniu: „Potem ujrzałem: Oto drzwi otwarte w niebie, a głos, ów pierwszy, jaki usłyszałem, jak gdyby trąby mówiącej ze mną, powiedział: "Wstąp tutaj, a ukażę ci to, co potem musi się stać". Doznałem natychmiast zachwycenia: A oto w niebie stał tron i ktoś zasiadał na tronie. A Zasiadający był podobny z wyglądu do jaspisu i do krwawnika, a tęcza dokoła tronu - podobna z wyglądu do szmaragdu. Dokoła tronu - dwadzieścia cztery trony, a na tronach siedziało dwudziestu czterech Starców odzianych w białe szaty, a na ich głowach złote wieńce.” – Objawienie 4,1-4. W tym fragmencie mamy aż trzy sprawy. Po pierwsze wspomniana tęcza i tron, ale poza tym mamy liczbę tych, którzy zasiadają dokoła tronu Bożego (czego echo prawdopodobnie mamy na obrazie). U Memlinga mamy nie 24 ale… 14 postaci. Dziwna suma… W Biblii żadna liczba nie jest przypadkowa, każda ma swoją symbolikę albo jest po prostu wynikiem arytmetyki. Według większości biblistów 24 to dwunastu patriarchów Izraela plus dwunastu apostołów. Inna sprawa, że XV wiek to niemalże apogeum antysemityzmu w kościele katolickim i rozkwit tzw. teologii zastąpienia, która redukowała rolę Żydów do zabójców Jezusa a Stary Testament był marginalizowany jak się tylko dało.
Tak więc czternastka w tle Jezusa to apostołowie (Piotr jak widać występuje na obrazie dwa razy! Chyba żeby nie było zbyt dziwnie w każdym miejscu jest trochę inaczej ubrany) a do tego jeszcze Jan Chrzciciel (o którym Biblia wspomina ostatni raz w przytoczonych słowach Heroda, kiedy to po raz pierwszy usłyszał o działalności Jezusa i sądził, że to zmartwychwstały Jan) no i oczywiście Maria. Katolicki obraz nie mógłby się bez niej obejść i nie muszę dodawać, że Słowo Boże w ogóle o Marii nie wspomina w kontekście sądu ani Nieba. Maria ostatni raz w Biblii wspomniana jest w Dziejach Apostolskich, kiedy po śmierci, zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Jezusa wraz z innymi uczniami oczekiwała na zstąpienie Ducha Świętego. Trzecia biblijna informacja dotyczy stroju postaci ale wobec wagi tego, co zostało wcześniej przekłamane nawet nie warto się tym zajmować.
Ale w obrazie zawarta jest z pewnością przynajmniej jedna absolutnie biblijna prawda – nie ma czyśćca. Po prostu nie ma tutaj czegoś takiego, nie ma trzeciej strony!
Skromne ramy tego artykułu nie pozwalają na zajęcie się wszystkimi niebiblijnymi detalami słynnego tryptyku, ale myślę, że i z tego czym się zająłem wyłania się raczej smutny (notabene) obraz.

… oszustwo
Pierwszym oszukanym na długiej liście ofiar tryptyku „Sąd Ostateczny” był zapewne sam autor, któremu ktoś wmówił jak będzie wyglądał sąd u kresu wieków. Niestety przyjął on bezrefleksyjnie to co podano mu na tacy. Odtąd wszyscy, począwszy od zamawiającego włoskiego bankiera (który niestety najprawdopodobniej na oczy swojego dzieła nie ujrzał, ale zapewne otrzymał szczegółową relację co do jego wyglądu) poprzez uczniów w pracowni malarza i wszystkich, przez których ręce przeszedł obraz uznawali go zapewne za źródło prawdy objawionej. Wszak nie mieli szans na skonfrontowanie owej prawdy z Prawdą Słowa Bożego (o ile w ogóle by chcieli sobie taki trud zadać). Przesłanie „Sądu” zaczęło żyć własnym życiem. Choć oczywiście obraz nie powstał w próżni i wcześniej tworzono dzieła o podobnym przesłaniu i motywach to kunszt, wspaniałość i rozmiary tryptyku powodowały zapewne, że odbiorcy trudno było wręcz zanegować, że to co widzi nie jest prawdą.
Niestety podobny mechanizm możemy obserwować także dzisiaj. Do „Sądu Ostatecznego” podchodzi się niemal na klęczkach – no bo przecież ARCYDZIEŁO, a z arcydziełem się nie dyskutuje, arcydzieło się podziwia i chwali. Arcydzieło sztuki dawnej zaczyna żyć swoim własnym życiem i nikt nie zastanawia się już nad jego wymową, przesłaniem, prawdziwością przekazywanych treści… Zahaczamy tu o osobny, bardzo ważny temat dotyczący autorytetu i sugestywności dzieła sztuki i jego wpływu ideowego i wręcz duchowego na odbiorcę.
Niestety oszukiwane są wciąż nowe pokolenia, stające przed obrazem. Raczej nikt nie mówi im, co jest tam prawdą (?), a co ewidentnym kłamstwem nie wiadomo skąd wziętym. Kiedy zabrałem do muzeum moją córkę, kiedy chodziła do podstawówki i opowiedziałem jej o tym obrazie w kontekście Biblii to obawiam się, że byłem naprawdę jednym z nielicznych rodziców którzy to zrobili.
Kiedy widzę ludzi kontemplujących to niewątpliwe arcydzieło zawsze zastanawiam się, z jakimi refleksjami opuszczają muzeum. Że to piękny obraz czy też także, że trzeba się więcej starać, żeby dobre uczynki zrównoważyły grzechy?... A przecież nie o żadną równowagę tu chodzi.

Suplement
Na zakończenie bez komentarza zamieszczę dwa cytaty z Objawienia Jana. Oba są obrazami SĄDU, który Jezus Chrystus przeprowadzi przy końcu czasów. Pierwszy nie zgadza się kompletnie z ckliwym obrazkiem miłosiernego Jezusa z żalośnie wzniesionymi ku niebu oczami. Drugi wskazuje, że to właśnie wiara decyduje o zbawieniu i ostatecznym wyroku.
„Potem zobaczyłem, że otworzyło się niebo i ukazał się biały koń. Ten, który na nim siedział, miał na imię „Wierny Prawdzie”, walczył i sądził sprawiedliwie. Oczy płonęły mu jak ogień, na głowie miał wiele koron; miał też napisane imię, znane tylko jemu samemu. Okrywał go płaszcz, skąpany we krwi. Imię jego brzmiało „Słowo Boga”. Towarzyszyły mu na białych koniach wojska z niebios, w odzieży z białego, czystego lnu. Słowa jego były jak ostry, obosieczny miecz, którym podbija sobie narody i rządzi nimi żelazną ręką; miażdży winne grona w tłoczni gniewu Boga, władcy wszechświata. Wzdłuż płaszcza, aż do uda, miał napisane imię „Król królów i Pan panów”. Zobaczyłem też anioła, który stał w słońcu. Zawołał on donośnym głosem do wszystkich ptaków, lecących wysoko na niebie: Dalej, zlatujcie się na wielką ucztę Bożą, jeść zwłoki królów, dowódców i mocarzy, trupy koni i jeźdźców, a także wszystkich ludzi wolnych i niewolników, małych i wielkich. Zobaczyłem również bestię i królów z całej ziemi razem ze swoim wojskiem, uszykowanym do walki przeciw Jeźdźcowi i jego wojsku. Bestia została schwytana, a razem z nią fałszywy prorok, który w jej obecności czynił cuda, by zwodzić naznaczonych piętnem bestii i czcicieli jej wizerunku. Bestia i fałszywy prorok zostali żywcem wrzuceni do ognistego jeziora pełnego płonącej siarki. Ich wojska poległy od miecza Jeźdźca. To jego słowa były tym mieczem. Wszystkie ptaki najadły się do syta zwłokami poległych.” – Objawienie Jana 19, 11-21


„Spojrzałem i zobaczyłem wielki, biały tron. Siedział na nim Ten, przed którego obliczem uciekła ziemia oraz niebo, i nie można już było znaleźć dla nich miejsca. Zobaczyłem też umarłych. Byli wśród nich wielcy i mali. Stali przed tronem. Rozwinięto zwoje. Otwarto też inny zwój — Zwój życia. I dokonał się sąd nad umarłymi. Podstawą sądu były zapisy w zwojach, a jego miarą — czyny podsądnych. A umarłych wydało morze — tych, którzy w nim byli — a także śmierć oraz świat zmarłych. I wszyscy zostali osądzeni — każdy według swych czynów. Następnie śmierć i świat zmarłych zostały wrzucone do jeziora ognistego. To jezioro ogniste jest drugą śmiercią. Jeśli kogoś nie znaleziono w spisie Zwoju życia, ten został wrzucony do jeziora ognistego.” – Objawienie Jana 20, 11-15

Jarosław Wierzchołowski

PS. Zachęcam czytelników do samodzielnego kontynuowania jedynie zarysowanego tutaj toku poszukiwań. Wszystkie podkreślenia w cytatach biblijnych pochodzą od autora.