Wiara w Jezusa (w to, że jest On Synem Bożym) została jasno
zestawiona z posłuszeństwem Jego słowom, jest z nim tożsama. Czy coś trzeba tu
jeszcze dodawać?
niedziela, 30 września 2012
Jeszcze o konsekwencjach uwierzenia
Kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny, kto zaś nie słucha
Syna, nie ujrzy żywota, lecz gniew Boży ciąży na nim – powiedział Jezus. [Ewangelia
Jana 3:36] Słuchanie w tym przypadku nie oznacza takiego słuchania, jak słucha
się „jednym uchem” czyjejś nudnej przemowy albo słuchania muzyki. Słuchanie –
to w tym przypadku posłuszeństwo. Widać to wyraźnie w innych przekładach, np. w
tzw. przekładzie dosłownym Nowego Testamentu: Kto wierzy w Syna, ma życie
wieczne, kto natomiast odmawia Synowi posłuszeństwa, nie zobaczy życia, lecz
ciąży na nim Boży gniew.
niedziela, 23 września 2012
Konsekwencje uwierzenia
Co to znaczy wierzyć? Czy wiara chrześcijańska to po prostu
wiara w to, że istnieje Bóg a Jezus żył na ziemi 2000 lat temu? A może to
raczej wiara w to, że Bóg stworzył wszechświat, jest absolutnym, wszechwładnym,
wszechmogącym Królem a Jezus przyszedł na świat jako Chrystus, Syn Boży i zmartwychwstał
po swoim ukrzyżowaniu? Niestety dla większości ludzi, określających się bez mrugnięcia
okiem jako wierzący, są to niuanse, drobiazgi nie mające znaczenia, nad którymi
się wręcz nie zastanawiają. Ale te „niuanse” tak naprawdę przesądzają o
wszystkim.
Przyjmijmy, że człowieka może nie obchodzić kto tak naprawdę
stworzył świat. „Bóg czy wielki wybuch – co za różnica” – może on powiedzieć w
wolności, którą dał mu Stwórca. Kiedy jednak naprawdę w głębi serca uzna, że
Bóg poza tym, że jest Stwórcą, jest także wszechmocnym Władcą a Jezus Jego
Synem – to pociąga za sobą określone konsekwencje. Taki człowiek nie może
przejść obojętnie obok żadnego słowa i przykazania Bożego, nie może też być
nieposłuszny Słowu Bożemu, którego potrzebę zgłębiania odczuwa jako niezbędną konieczność. Wiara bez posłuszeństwa jest martwa. Wiara bez
posłuszeństwa nie istnieje.
poniedziałek, 17 września 2012
Należę do Jezusa
Przez ostatnie dni nie opuszcza mnie refleksja nad tym, jak
radykalnym i prawdziwym wyznaniem są słowa „Należę do Jezusa”. To piękne i
ujmujące wyznanie, jednak często mówiąc o swoim nawróceniu skłonni jesteśmy
używać zwrotów „Bóg mnie zmienił”, „narodziłem się na nowo”, „zostałem przez
Niego dotknięty” itp. Jak to się dzieje, że właśnie słowa o tym, że jako wierzący
ludzie należymy do Boga, jesteśmy Jego całkowitą własnością, tak ciężko przechodzą
nam (mnie) przez gardło?
Przecież nie jest to jakiś ludzki wymysł, dewocyjna przesada. Apostoł Paweł w Dziejach apostolskich (27:23) mówi: - Tej nocy ukazał mi się anioł Boga, do którego należę i któremu służę (przekład Biblii Tysiąclecia). W Biblii wielokrotnie mężowie Boży określają siebie jako sługi Boga. Jeżeli naprawdę jestem czyimś sługą, to przecież należę do mojego pana (Pana).
Przecież nie jest to jakiś ludzki wymysł, dewocyjna przesada. Apostoł Paweł w Dziejach apostolskich (27:23) mówi: - Tej nocy ukazał mi się anioł Boga, do którego należę i któremu służę (przekład Biblii Tysiąclecia). W Biblii wielokrotnie mężowie Boży określają siebie jako sługi Boga. Jeżeli naprawdę jestem czyimś sługą, to przecież należę do mojego pana (Pana).
Myślę, że w tej niechęci do używania powyższego zwrotu
objawia się moja cielesność, niechęć do pozbawiania się resztek dumy. Z drugiej
strony jest też trochę obawy, lęku przez zbytnim radykalizmem tego
stwierdzenia. Oba powody nie usprawiedliwiają, wręcz przeciwnie – oskarżają!
wtorek, 11 września 2012
Jestem dzieckiem Bożym, jestem dzieckiem Bożym, jestem dzieckiem Bożym…
Takie zadanie, polegające na przepisaniu sto razy powyższego
tekstu powinienem sobie zadać. Ostatnio uświadomiłem sobie bowiem z jakim
trudem przychodzi mi wierzyć w to, że Bóg traktuje mnie jak swoje dziecko,
teraz, kiedy przyjąłem z wiarą ofiarę Jezusa Chrystusa, Jego Syna. I że kocha
mnie właśnie jako swoje dziecko.
Oczywiście taką postawę łatwo wytłumaczyć (sobie) i może być
to nawet tłumaczenie „szlachetne”. No bo przecież jestem niegodny, bo jestem
grzesznikiem itp., itd. Tak naprawdę jednak takie tłumaczenia są przeciwne woli
Bożej, są zakłamaniem. On jednoznacznie powiedział poprzez natchnionego
apostoła Pawła (list do Galacjan 4:5–7) Aby wykupił tych, którzy byli pod
zakonem, abyśmy usynowienia dostąpili. A ponieważ jesteście synami, przeto Bóg
zesłał Ducha Syna swego do serc waszych, wołającego: Abba, Ojcze! Tak więc już
nie jesteś niewolnikiem, lecz synem, a jeśli synem, to i dziedzicem przez Boga.
Jak mogę zatem wątpić w miłość Bożą wtedy gdy upadam?
Przecież sam jestem ojcem i dobrze wiem, że moja miłość do mojego dziecka nie
jest w stanie zmienić się, niezależnie od tego jakie błędy by popełniło, jak by
się źle nie zachowało. Dlaczego śmiem uważać, że miłość Boża do swoich dzieci
jest inna, po prostu niedoskonała? Zatem moja miłość jest doskonała, Boża nie?!
Jezus doskonale wiedział, że taki będzie tok naszego
rozumowania i takie drogi naszej niewiary. Przecież właśnie te słowa są
odpowiedzią na to: Czy jest między wami taki człowiek, który, gdy go syn będzie
prosił o chleb, da mu kamień? Albo, gdy go będzie prosił o rybę, da mu węża?
Jeśli tedy wy, będąc złymi, potraficie dawać dobre dary dzieciom swoim, o ileż
więcej Ojciec wasz, który jest w niebie, da dobre rzeczy tym, którzy go proszą.
(Ewangelia Mateusza 7:9-11)
sobota, 8 września 2012
Błazeńska mowa
Ostatnio dość często bywam na portalu społecznościowym
Facebook. Ci, którzy mają tam swoje konta wiedzą, że jeżeli uznamy kogoś za
swojego znajomego i zaprosimy go „do siebie” to będziemy mogli na bieżąco
oglądać wpisy, dokonywane przez niego na jego własnym koncie. Osobiście staram
się dość selektywnie wybierać takich znajomych, są to głównie osoby wierzące. Tym
bardziej jednak razi mnie często niefrasobliwość, z jaką ludzie, deklarujący
się jako chrześcijanie, szafują słowami, deklarują zainteresowanie rzeczami
całkowicie świeckimi. A już ze zdziwienia nie mogę wyjść gdy widzę brata bez
żenady dzielącego się z całym światem (nie zapominajmy, że internet to bynajmniej
nie tzw. komunikator dla zamkniętego grona znajomych z sąsiedztwa)
niewybrednymi dowcipami.
Problem w tym, że to co w przypadku niewierzącego mogłoby
skończyć się na skrzywieniu z niesmakiem, to u wierzącego wywołuje głębszą
refleksję. Nie mogę w takich przypadkach nie przypominać sobie słów apostoła Pawła
z listu do Efezjan (5:3-4) A rozpusta i wszelka nieczystość lub chciwość niech
nawet nie będą wymieniane wśród was, jak przystoi świętym, także bezwstyd i
błazeńska mowa lub nieprzyzwoite żarty, które nie przystoją, lecz raczej
dziękczynienie.
„Nie przesadzajmy” – mógłby ktoś powiedzieć. Ktoś tak, ale
czy może tak powiedzieć dziecko Boże. Czy zawsze pamiętamy jakiej godności
dostąpiliśmy dzięki ofierze Jezusa? Jak powinno zachowywać się dziecko Króla?
Ale jest jeszcze inny fragment Słowa Bożego, który zawsze
mnie samego stawia na baczność i przywołuje do porządku. Chciałbym te słowa
mocno wyryć w mojej codzienności i tego samego życzę wszystkim moim braciom i
siostrom w Chrystusie: A powiadam wam, że z każdego nieużytecznego słowa, które
ludzie wyrzekną, zdadzą sprawę w dzień sądu. (Ewangelia św. Mateusza 12:36).
wtorek, 4 września 2012
Niewdzięczność
Jak czuje się człowiek, który był skazany na śmierć i nagle
ktoś zgłosił się by umrzeć za niego? Takie rzeczy zdarzały się w dziejach.
Kiedyś oglądałem film, w którym taka niedoszła ofiara wypowiadała się przed
kamerą. Wypowiedź tego człowieka można określić krótko – przepraszał, że żyje.
Był zażenowany, zawstydzony.
Taka rzecz wydarzyła się przecież także w moim życiu. Umarł
za mnie Jezus Chrystus. Ale w reakcji na to wydarzenie ze strony człowieka,
który uwierzył w Niego jest coś, co zadziwia. Ktoś, kto przyjął i zaakceptował
fakt, że Jezus poszedł na śmierć zamiast niego nie jest tym zawstydzony. Wręcz
przeciwnie – jestem dumny z faktu, że On mnie tak ukochał, żeby za mnie umrzeć.
Choć oczywiście jestem mu też za to wdzięczny, na ile tylko pozwalają mi moje
uwarunkowania w tym świecie.
Po ludzku biorąc jest w zasadzie niemożliwe bym był dumny i
radosny z tego powodu, że ktoś umarł zamiast mnie. Musiałbym być obciążony
niesamowitym ciężarem odpowiedzialności za tę śmierć. Tylko świadomość nieskończonej
miłości Jezusa może mnie od tego ciężaru uwalniać. Mogę z radością chwalić go i
wywyższać, ale także zanosić do Niego prośby i błagania! Toż to wręcz
niewdzięczość i bezczelność – patrząc po ludzku. Ale to właśnie największy
dowód na to, że autentyczna, żywa wiara w Jezusa Chrystusa może być tylko
wynikiem całkowitej przemiany myślenia czyli narodzenia na nowo.
sobota, 1 września 2012
Żar ognia
Myślę, że nie tylko mnie niepokoi i porusza fragment listu do Hebrajczyków (10:26–29). Za każdym razem gdy czytam te słowa
przez moją głowę przebiega tysiące myśli – o moim życiu, o życiu moich
bliskich, braci i sióstr, ludzi, którzy przyjęli kiedyś chrzest i gdzieś odeszli…
Wszystkim, którzy pragną zgłębiać to Słowo Boże polecam gorąco kazanie pastoraPawła Sochackiego.
Subskrybuj:
Posty (Atom)