piątek, 30 marca 2012

Świecki, oświecony czy światowy


Pamiętam, że gdy dorastałem w warunkach siermiężnego PRL-u spore wrażenie robił na mnie przymiotnik „świecki”. Nie do końca rozumiałem co on oznaczał, ale był używany zawsze w kontekście czegoś dobrze widzianego, uznawanego oficjalnie, postępowego i najogólniej rzecz biorąc mądrego. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że to co świeckie było cool. Kiedy poszedłem na studia przymiotnik „świecki” coraz bardziej kojarzył mi się z oświeceniem, które to było epoką bardzo przeze mnie nie lubianą. I nadal był oficjalnie promowany, choć może nieco mniej agresywnie.
Kiedy nawróciłem się to dopiero wtedy określenie „świecki” zaczęło mi się kojarzyć z tym, co światowe i zaczęła się przede mną odsłaniać cała, iście szatańska, skomplikowana etymologia, czyli pochodzenie, tego słowa. To co światowe, przynależne do doczesnego świata, przez Boga bynajmniej nie pochwalane, zostało przecież opatrzone słowem budzącym jak najlepsze skojarzenia. Świat, światło, oświecony, oświata, światowy i świecki – wszystkie te słowa mają podobne pochodzenie i wiążą się ze sobą – jak podaje słownik etymologiczny.
I w tym kontekście warto przypomnieć sobie, że imię Lucyfer oznacza ni mniej ni więcej tylko niosący światło. Kiedyś to imię rozumiałem jako odnoszące się do zamierzchłej przeszłości, kiedy to niósł on jeszcze światło przed Bogiem. Dzisiaj spojrzałem na to imię zupełnie inaczej. Jan nazywa diabła księciem tego świata (Jan 16:11). Jezus zaś jest po prostu nazywany prawdziwą światłością, która oświeca każdego człowieka. (Jan 1:9)

wtorek, 27 marca 2012

Pan domu przyjdzie


Syn mi powiedział o tym zjawisku, słyszał o dziwnych dźwiękach, które słychać na całym świecie i że mówią o tym w wiadomościach. Z racji tego, że nie oglądam prawie w ogóle TV postanowiłem zobaczyć i podzielić się z wami. Przeczytałem już różne opinie na ten temat np: kanaliza się zapchała u Heńka, bramy Mordoru się otworzyły, żniwiarze nadciągają, bramy piekła zostały otwarte i takie tam.... Ale co zauważyłem - wszyscy ludzie słysząc te dźwięki podnosili oczy ku niebu, przy czym towarzyszyły temu różne emocje. Ja sam osobiście zapytałem się siebie czy to nie jest czas kiedy ma powrócić Jezus Chrystus? Wiem ze Słowa Bożego iż jestem napominany: ''Czuwajcie!"
Właśnie wróciłem od lekarza gdzie czekając w kolejce miałem czas pomyśleć nad słowami: Ew. Marka 13:35/36. (35) Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: czy wieczorem, czy o północy, czy gdy kur zapieje, czy rankiem. (36) Aby gdy przyjdzie, nie zastał was śpiącymi. Co Pan Jezus chciał nam przez to powiedzieć, czy to że nie mamy spać?
Czy może mamy wyjść na dachy naszych mieszkań, domów uzbroić się lornetki, teleskopy i wypatrywać powrotu ? Czy może raczej chodzi tu o nasze życie, że ma być gotowe na powrót Jezusa Chrystusa. Dzieje Apost. 3:19 (19) Przeto upamiętajcie i nawróćcie się, aby były zgładzone grzechy wasze. Objawienie 21:27.(27) I nie wejdzie do niego nic nieczystego ani nikt, kto czyni obrzydliwość i kłamie, tylko ci, którzy są zapisani w księdze żywota Baranka.
Więc powiem wam, że nie oglądam non stop TVN 24 i nie nadsłuchuję co to się dzieje na świecie i czy to czasem nie koniec świata, bo wiem, że na pewno i nieodwołalnie przyjdzie kiedyś ten wyczekiwany moment - ponowne przyjście Jezusa Chrystusa w swej chwale. I nieważne czy najpierw usłyszę coś, co mi o tym przypomni, czy nie.
A jak już nastąpi ten oto moment to każdy na tej ziemi niechybnie dowie się o tym. Więc skupiam się na tym by moje życie było gotowe w każdym momencie na powrót mojego Króla, Jezusa Chrystusa. Więc jest jeszcze czas dla wszystkich na opamiętanie się i pojednanie. Bo: A o tym dniu i godzinie nikt nie wie; ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko sam Ojciec - Ew. Mateusza 24:36.

środa, 21 marca 2012

Widok z okręgów niebieskich


Kilka dni temu, kiedy byłem przytłoczony problemami codzienności, przypomniałem sobie werset z listu Pawła do Efezjan. W tłumaczeniu Biblii Warszawskiej brzmi on: i nas, którzy umarliśmy przez upadki, ożywił wraz z Chrystusem - łaską zbawieni jesteście - i wraz z nim wzbudził, i wraz z nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie, [Ef 2;5-6]. Inne tłumaczenia mówią o wyżynach niebieskich lub o niebie po prostu. Czy Paweł mówi tu o przyszłości, o tym gdzie zasiądziemy po naszym zmartwychwstaniu? Z kontekstu, w jakim umieszczone są powyższe zdania widzę, że nie. To nasze nowe narodzenie sprawiło, że duchowo zostaliśmy „wzbudzeni z martwych” – I wy umarliście przez upadki i grzechy wasze, w których niegdyś chodziliście według modły tego świata – pisze wcześniej Paweł.
Jako uczeń Jezusa, posadzony przez Niego już teraz w okręgach niebieskich powinienem mieć (muszę mieć) perspektywę właściwą dla tego miejsca w patrzeniu na moją żałosną fizyczną rzeczywistość, codzienność. Mam mieć perspektywę taką, z jakiej sam Bóg patrzy na te moje sprawy i sprawki. Jak wtedy mógłbym się na serio przejmować i zamartwiać się nimi?

niedziela, 18 marca 2012

Twardy kark to podstawa


Kilka dni temu z ciekawości przeglądając zasoby właśnie otwartej w Gdańsku mediateki natrafiłem na „czarną” płytę z muzyką z serialu „Czterej pancerni i pies”. Nie miałem pojęcia o takim produkcie rodzimego przemysłu fonograficznego i z zainteresowaniem obejrzałem pożółkłą okładkę. Pośród piosenek, które do dziś zaśmiecają moją pamięć znalazłem też nie znany mi tytuł „Nie zginaj karku” w wykonaniu Jerzego Grunwalda i zespołu Face.
Świat nawołuje od zawsze ludzi, by „nie zginali karku”. Moje pokolenie zmuszane było do czytania w szkołach opowiadania pod tytułem „Ten co się kulom nie kłaniał”. Generalnie przesłanie jest oczywiste i co chwila odżywające w różnego koloru „patriotycznych” zrywach – lepiej umrzeć niż na kolanach żyć (to nawet fragment hymnu jednej z bardzo znanych organizacji o styropianowej przeszłości). Bycie tym, co się nie kłania i nie zgina karku jest „cool”.
Wydaje mi się, że w niewielu sprawach przesłanie Słowa Bożego tak otwarcie kłóci się z propagowanymi przez ten świat postawami. Biblia w kilkunastu miejscach albo diagnozuje stan serc narodu wybranego jako „ludu twardego karku” albo przestrzega przed usztywnianiem karków (i zatwardzaniem serc). Dla Boga taka postawa to synonim wrogości i buntu wobec Niego. Jaki jest ktoś o sztywnym karku? To człowiek dumny, pyszny, niezdolny wręcz nie tylko do kłaniania się komuś ale także usługiwania (wszak nie da się np. umyć komuś nóg nie zginając karku, nie mówiąc o bardziej prozaicznych czynnościach).
Oczywiście obrońcy tzw. kultury humanistycznej powiedzieliby, że przecież w przywoływanych tekstach chodzi tylko o postawę nieuległości wobec wrogów. Ale to ślepa uliczka i zupełnie inny temat. Czy twardy kark można mieć tylko wobec niektórych? W Słowie Bożym widzę jednoznaczną odpowiedź – NIE.

niedziela, 11 marca 2012

Józef


Jakiś czas temu na jednym z budynków należących do kościoła, podkreślającego znaczenie Marii i Józefa w życiu Jezusa, czyli tzw. „świętej rodziny” zobaczyłem plakat, reklamujący cykl wykładów o Józefie jako wzorze ojca. Pamiętam jak wzruszyłem wtedy ramionami i pomyślałem wiele niepochlebnych rzeczy o takiej inicjatywie i temacie, nie mającym moim ówczesnym zdaniem żadnego biblijnego uzasadnienia. Kilka dni temu, czytając książkę „Wzorowy ojciec” Gordona MacDonalda, natrafiłem jednak na podobne twierdzenie, bardzo mocno uzasadnione biblijnie.
Wzorowe ojcostwo Józefa nie polegało na tym, co świat zwykł przypisywać wzorowemu ojcu – nie chodziło tu o zapobiegliwość, pracowitość, dbanie o bezpieczeństwo materialne rodziny, tzw. posłuch itp. Główną i jedyną w zasadzie cechą ojcostwa Józefa (przekazaną nam przez ewangelistów), przesądzającą o jego jakości było posłuszeństwo Bogu.
Józef był posłuszny Bogu kiedy przyjmował za żonę brzemienną już Marię, także wtedy gdy przystał na nadanie dziecku imienia, objawionemu mu przez anioła. Usłuchał Bożego posłańca także w kwestii emigracji do Egiptu i wyboru momentu powrotu z niej. W zasadzie takiego ojca według norm tego świata można by określić bardzo nieładnym epitetem, tłumaczonym na język literacki jako „bezwolne popychadło”. Przecież samodzielnie nie podjął ani jednej decyzji, robił tylko to, co mu kazała żona albo co mu się przyśniło. Fakt, Józef nigdy nie narzucał swojej rodzinie własnego zdania ani tym bardziej nie wymuszał jego respektowania. Co nie oznacza, że nie był przywódcą.
I tu jest właśnie najważniejsze stwierdzenie – Józef znał sekret prawdziwie skutecznego ojcostwa. Ten sekret polega na spędzaniu godzin na modlitwie za swoją rodzinę, wsłuchiwaniu się w Boży głos, posłuszeństwie i realizowaniu woli Bożej dla rodziny. Wzorowy ojciec nie decyduje sam, on pozwala decydować Bogu.
Sam przekonuję się ostatnio jak bardzo jest to ważne.

środa, 7 marca 2012

Gdzie uciekamy przed obliczem Pana?


Jonasza, syna Amittaja, doszło słowo Pana tej treści: - Wstań, idź do Niniwy, tego wielkiego miasta, i mów głośno przeciwko niej, gdyż jej nieprawość doszła do mnie. Lecz Jonasz wstał, aby uciec sprzed oblicza Pana do Tarszyszu. – przeczytałem dziś rano w Księdze Jonasza (1;1–3). Czy Jonasz naprawdę uważał, że Bóg nie zobaczy go w Tarszyszu czy w drodze doń? Przecież był to mąż Boży, zapewne doskonale znający Torę, wiedzący, że Bóg jest wszechobecny. Jonasz nie był żadnym bałwochwalcą, uważającym, że bożek widzi go tylko wtedy, gdy on znajduje się w zasięgu jego wyrzeźbionych w drewnie oczu.
Kiedy zastanawiałem się nad tym, stwierdziłem, że często my (ja) także chcemy uciekać przed Bożym obliczem, Bożym wzrokiem, Bożym Słowem, które nas pali, jest czymś, co może zburzyć nasze plany, nasz spokój. Może każe robić coś na co nie mam ochoty i wtedy dla „odświeżenia myśli” mogę wybrać się w podróż do jakiegoś Tarszyszu. Dużo wrażeń w podróży, zamęt, gwar, nowi ludzie – może to zagłuszy Boży głos.
Ale podróż jest tu przecież symboliczna i całkowicie zbyteczna. Tak samo uciekać przed obliczem Pana można w telewizję, w książkę, w tzw. zabawę, w sen. No właśnie, Jonasz też w końcu poszedł spać w środku sztormu, bo uznał, że to będzie najpewniejsza ucieczka przed tym, co i tak dopada go na morzu – Jonasz zaś zszedł na sam dół okrętu i zasnął twardym snem.

niedziela, 4 marca 2012

W czym jest moje ukojenie


„Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie” takie słowa Jezusa cytuje Mateusz (11:28). Przyznam, że zawsze były dla mnie kłopotliwe.
Czy Jezus naprawdę mówił tu o fizycznym spracowaniu i obciążeniu? Przecież zawsze Jego oczy zwrócone były na to co duchowe. W rozmowie z Samarytanką, siedząc przy studni, mówił o wodzie, ale nie tej materialnej. O takiej samej wodzie żywej, wytryskującej z Niego mówił w czasie święta w Jerozolimie. O fizycznych rzeczach nie mówił także wtedy, kiedy nazywał siebie drzwiami, drogą, chlebem, ani wtedy kiedy nakazywał uczniom jeść swoje ciało i pić krew.
Niedawno jednak sam doznałem nagłego pokrzepienia, kiedy wydawało mi się, że jestem naprawdę u kresu spracowania i obciążenia całkowicie fizycznego i zwróciłem się do Pana o ratunek, powołując się na Jego wezwanie. Zrozumiałem wtedy, że On chce, byśmy właśnie w Nim szukali ratunku, odpoczynku, odświeżenia, wbrew tzw. zdrowemu rozsądkowi. A On da ukojenie jak obiecał. Całkowicie realne i fizycznie odczuwalne, nie tylko duchowo.
Przychodzenie do Pana w takich sytuacjach to przecież nic innego jak dawanie świadectwa, że nie należymy do świata, tylko do Niego. Dlatego tylko w Nim szukamy odpocznienia, pokrzepienia. Cóż bardziej może podobać się Jezusowi? Ludzie dla których panem jest ten świat szukają pokrzepienia, ukojenia i zapomnienia o problemach i kłopotach w beztroskiej zabawie (czytaj rozpuście), alkoholu, narkotykach, seksie.
Tak na to patrząc zupełnie inaczej zacząłem odczytywać słowa z listu Pawła do Efezjan: „I nie upijajcie się winem, które powoduje rozwiązłość, ale bądźcie pełni Ducha”. 

czwartek, 1 marca 2012

Sam na sam z Bogiem.....

"A tylko sam  Jakub został. A oto biedził się z nim mąż, aż do wejścia zorzy"( BG)

"Jakub zaś pozostał sam. I mocował się z nim pewien mąż aż do wzejścia zorzy" ( BW)
                                                                            
                                                                                                   I Mojż.32,24 






     Pozostał sam! Jakże różne uczucia budzą w każdym z nas te dwa słowa. Dla jednych oznaczają one samotność i opuszczenie, dla drugich odpocznienie i pokój. Pozostać samotnym bez Boga, to rzecz straszna, lecz pozostać w samotności z Bogiem oznacza przedsmak Królestwa Niebieskiego. Gdyby wierzący spędzali więcej czasu sam na sam z Bogiem, to wśród nas zjawiliby się znowu duchowi olbrzymi.
     Pan Jezus dał nam przykład. Zwróćcie uwagę na to, jak często On oddalał się, aby być sam na sam z Bogiem; bardzo głębokie znaczenie ma Jego nakaz: "Gdy się modlisz, wnijdź do komory swojej i zamknąwszy drzwi swoje, módl się".

  Największe z cudów czynionych przez Eliasza działy się wtedy, gdy był sam na sam z Bogiem. Pozostawszy sam na sam z Bogiem , Jakub został wyniesiony na stanowisko księcia; tak również i my pozostając sam na sam z Bogiem możemy stać się " książętami" - meżami i niewiastami " znakomitymi" ( Zach.3,8). Jozue był sam , gdy objawił mu się Pan ( Jozue 1,1 ).
 Gedeon i Jefte byli w samotności , gdy otrzymali polecenie, aby wybawić naród izraelski (Sędziów 6,11 i 11,29). Mojżesz był sam na pustyni, gdy zjawił się przed nim krzak gorejący   ( II Mojż. 3,1-5). Korneliusz modlił się w samotności , gdy zjawił się przed nim anioł                 ( Dz.10,3). Nie było nikogo z Piotrem na dachu, gdy mu było dane objawienie pójścia do pogan (Dz.10,9). Jan Chrzciciel był sam na pustyni ( Łuk.1,80) i Jan, umiłowany apostoł, w samotności na wyspie Patmos był bliżej Boga, niż kiedykolwiek przedtem ( Obj. 1,9 )..........
                                                                                "Strumienie na pustyni"- L.B. Cowman

Co wy (my, ja) na to ?