Pamiętam, że gdy dorastałem w warunkach siermiężnego PRL-u
spore wrażenie robił na mnie przymiotnik „świecki”. Nie do końca rozumiałem co
on oznaczał, ale był używany zawsze w kontekście czegoś dobrze widzianego,
uznawanego oficjalnie, postępowego i najogólniej rzecz biorąc mądrego. Dzisiaj
powiedzielibyśmy, że to co świeckie było cool. Kiedy poszedłem na studia
przymiotnik „świecki” coraz bardziej kojarzył mi się z oświeceniem, które to
było epoką bardzo przeze mnie nie lubianą. I nadal był oficjalnie promowany,
choć może nieco mniej agresywnie.
Kiedy nawróciłem się to dopiero wtedy określenie „świecki”
zaczęło mi się kojarzyć z tym, co światowe i zaczęła się przede mną odsłaniać
cała, iście szatańska, skomplikowana etymologia, czyli pochodzenie, tego słowa.
To co światowe, przynależne do doczesnego świata, przez Boga bynajmniej nie
pochwalane, zostało przecież opatrzone słowem budzącym jak najlepsze
skojarzenia. Świat, światło, oświecony, oświata, światowy i świecki – wszystkie
te słowa mają podobne pochodzenie i wiążą się ze sobą – jak podaje słownik
etymologiczny.
I w tym kontekście warto przypomnieć sobie, że imię Lucyfer oznacza
ni mniej ni więcej tylko niosący światło. Kiedyś to imię rozumiałem jako
odnoszące się do zamierzchłej przeszłości, kiedy to niósł on jeszcze światło
przed Bogiem. Dzisiaj spojrzałem na to imię zupełnie inaczej. Jan nazywa diabła księciem tego świata (Jan 16:11). Jezus zaś jest po prostu nazywany prawdziwą światłością, która oświeca każdego człowieka. (Jan 1:9)