Niedawno, kiedy oglądałem jakiś film przyrodniczy o Afryce,
przypomniała mi się rozmowa z pewną znajomą z mojej poprzedniej pracy.
Opowiadała mi o swojej koleżance z lat szkolnych, która wyjechała do jednego z
krajów afrykańskich i tam ni z tego ni z owego wyszła za mąż za lokalnego
króla. Wkrótce potem zaprosiła moją znajomą, by odwiedziła ją „na dworze”.
Moja była współpracownica, obciążona do granic pracą,
obowiązkami domowymi i skomplikowaną sytuacją rodzinną, jaką zafundowała sobie
sama przez życie z dala od Boga, często powtarzała, że przy życiu trzyma ją
tylko jedno. To zaproszenie od królowej i perspektywa wizyty na afrykańskim
dworze królewskim. Nadzieje na chwilową przecież odmianę w monotonnym życiu przez
egzotyczną wyprawę zaświtały jej o ile dobrze pamiętam jakieś dwa lata temu. Do
tej pory nie zrealizowały się.
Widząc jej poranione i chaotyczne życie rozmawiałem z nią
wiele razy o Jezusie Chrystusie. W czasie ostatnich takich rozmów okazało się,
że dla niej ważniejsza jest „realna” perspektywa wyjazdu do Afryki niż
„nierealne” zawierzenie Panu i perspektywa pójścia do Niego.
Ale w tych rozmowach zobaczyłem też, jak drogocenną rzeczą
dla mnie jest zaproszenie od mojego Króla, które przyjąłem jakiś czas temu. Ja
też żyję już tylko perspektywą nie tylko odwiedzin ale i zamieszkania na Dworze
Królewskim.
… porwani
będziemy w obłokach w powietrze, na spotkanie Pana; i tak zawsze będziemy z
Panem. (1Tes 4:17)
Ale numer..... ja też posiadam to zaproszenie .)
OdpowiedzUsuń