Kilka dni temu dyskusja na pewnym zaprzyjaźnionym blogu
sprowokowała mnie do przemyśleń o świętości. Jak używamy przymiotnika „święty”?
„Ale on święty…”, „Nie bądź taki święty!”, „świętszy od papieża” – to popularne
powiedzonka z tytułowym świętym w roli głównej. Zakładając, że język jest
jakimś odbiciem zbiorowej społecznej świadomości, powiedzenia te pokazują, że
stosunek Polaków do świętości charakteryzuje się dużym dystansem i pewnym
pobłażaniem. A także świadomością, że święty to ktoś lepszy i że taki status
jest nieosiągalny dla zwykłego śmiertelnika.
Najważniejsza różnica pomiędzy pojęciem świętości w
tradycyjnych kościołach a takowym pojęciem biblijnym polega na tym, że pierwsze
jest właśnie wartościujące. Drugie uznaje po prostu stan rzeczy. I tak - w
pierwszym przypadku święty to ktoś spełniający określone normy w sposób, który
uznajemy za wystarczający dla Boga (sic!). Gdy przyjmuje się takie kryteria to
za świętych można uznać najlepiej wyłącznie zmarłych (bo o nich nie wypada mówić
źle). Mówienie tak o kimkolwiek żyjącym mogłoby wzbudzić też niechciane
dyskusje i wątpliwości, choć czasami kościół katolicki podejmuje to ryzyko,
poprzestając jednak wyłącznie na nieoficjalnych, „nieautoryzowanych”
wypowiedziach (np. za życia JP II o jego świętości).
W Biblii słowo, oznaczające świętość oznacza ni mnie ni
więcej tylko „oddzielony, wyodrębniony”. Ci, którzy uwierzyli i narodzili się
na nowo „wyświęcili się” dla Pana, oddzielili się od dotychczasowego życia i
teraz takie nowe życie prowadzą. Są zatem świętymi. Tak wyświęcili się też np.
Lewici w starym testamencie (2 Moj 32:29 - „Potem rzekł Mojżesz: Wyście dziś
wyświęcili siebie samych do służby dla Pana, gdyż nikt z was nie zawahał się
wystąpić przeciwko synowi czy bratu swemu. Niech więc udzieli wam dziś
błogosławieństwa.”). Takie też znaczenie ma świętość Izraela jako narodu
oddzielonego od innych ludów. W tym przypadku nie mamy do czynienia z żadnym
wartościowaniem.
Niestety nawet wśród biblijnie wierzących chrześcijan jest
sporo nieporozumień w związku z tym określeniem. Mimo, że jeżeli nawet wiemy co
naprawdę oznacza słowo „święty” to mamy przeważnie opory nazywania tym mianem
naszych braci i siostry w Chrystusie. Dlaczego? Może po prostu nie jesteśmy
sami dość „święci”, czyli niezdolni by oddzielać się od panujących wokół nas
schematów świeckiego myślenia…
Chyba nawet wiem, o który blog chodzi ;)
OdpowiedzUsuńAle już na poważnie, to masz rację, też zauważyłam to samo. Słowo "święty" wśród moich znajomych dotyczy albo kogoś bardzo, bardzo uduchowionego (jakaś inna kasta chyba), albo kogoś świętoszkowatego. A to są przecież dwie różne sprawy. Myślę, że niestety duży wpływ na to miały wielowiekowe wypaczenia w nauczaniu kościoła katolickiego, oraz - tak jak piszesz - zeświecczenie. No i nieznajomość Biblii. Pozdrawiam :)