wtorek, 2 października 2012

Czy warto?

Czy warto zabierać głos w dyskusjach na internetowych forach? Socjologowie podkreślają niski poziom intelektualny dyskusji tego typu, a z obserwacji większości znajomych internautów także wynikają podobne wnioski. Choć „niski poziom intelektualny” to raczej eufemizm – niedawno zainicjowano akcję przeciw agresji i chamstwu w internetowych dyskusjach. Wierzący człowiek nie zagląda jednak raczej na fora poświęcone polityce czy gwiazdom filmowym, a to tam jak mniemam objawiają się głównie te negatywne zjawiska.
Mnie osobiście zdarza się zajrzeć do jakiegoś artykułu, którego tytuł sugeruje odniesienia do wiary i duchowości. Pod nim z reguły trafiam na komentarze. Co dalej? Nie czytać, żeby się nie denerwować? Bądźmy szczerzy, z reguły trafimy tam na steki wierutnych bzdur i mimowolnego chwalenia się dyskutantów swoją ignorancją. Jak postąpić z tym, co już z tego mimowolnie przeniknęło do naszego wnętrza? Stajemy wtedy przed wyborem jednej z dwóch dróg – albo zignorować wszystko i czym prędzej zamknąć przeglądarkę, powtarzając sobie, że nigdy nie wytłumaczymy przecież wszystkim wszystkiego, albo jednak próbować wtrącić swoje trzy grosze. Żeby było jasne – zakładam, że nie ponoszą nas emocje polemiczne. Uważam, że chrześcijanin, jeżeli już chce wtrącić się do takiej dyskusji publicznej powinien kierować się jedynie motywacją nakierowywania kogoś na prawdę Słowa Bożego i tylko z nim konfrontować treść artykułu czy czyjejś wypowiedzi.
Szczególną sytuacją jest napotkanie na coś, co godzi w chwałę i Imię naszego Pana. Moim zdaniem dziecko Boże musi wtedy jednoznacznie i bezwzględnie stanąć w obronie czci swojego Ojca, wzorując się na postawie Jezusa.
Czy warto tak postępować, czy jest sens? Sam zadawałem sobie do niedawna często to pytanie. Przecież nie poprawię wszystkich błędów niewierzących ludzi, nie mających poznania Boga a wygadujących co im ślina na język przyniesie, czy raczej co klawisze podpowiedzą. Szkoda nerwów – myślałem.
Kilka dni temu jednak zdarzyły się dwie rzeczy, które zmieniły moje myślenie w tej kwestii. Jakiś czas temu na Facebooku „polubiłem” stronę, której nazwa sugerowała biblijne poglądy. Niebawem przed moje oczy „wjechał” plakat zachęcający do jawnego bałwochwalstwa. Uważając, że nie mogę przejść obok tego bezczynnie dodałem swój krótki komentarz, później ograniczyłem się do kilkukrotnego zacytowania Słowa Bożego. Spotkało się to z agresywną reakcją tamtejszych „bywalców” i już miałem na dobre opuścić tę stronę i nigdy więcej tam nie zajrzeć gdy nagle ktoś napisał krótkie „Dziękuję za wyjaśnienia. Będę pamiętać o tym.” Wow! Jeżeli ktoś zobaczył dzięki mnie prawdę Słowa Bożego to czy nie było warto?! Nawet gdy była to jedna osoba?
Drugim wydarzeniem było świadectwo, złożone niedawno w moim zborze. Brat, który tuż przed swoim nawróceniem poszukiwał Boga, w którego sercu zaczęły rodzić się wątpliwości co do sensu dotychczasowego życia natknął się w internecie na dyskusję, w której ktoś pisał „jak Słowo Boże” i –jak sam mówił– wskazało mu to kierunek do zbawienia.
A więc czy warto? Dla mnie to już pytanie retoryczne. Co nie oznacza oczywiście, że od tej chwili poświęcę cały czas na zaczepianie ludzi w internecie. Niewykluczone nawet, że będę zabierał głos w dyskusjach rzadziej niż do tej pory, jednak na pewno z większą wiarą, miłością i nadzieją, że Pan przyzna się do moich słów i zechce ich użyć na swoją chwałę. Czy nie powinienem użyć wszelkich moich sił, umiejętności, okazji do sławienia mojego Pana? Czy nie o to chodzi w największym przykazaniu, wskazanym przez Jezusa: Będziesz tedy miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej myśli swojej, i z całej siły swojej (Marek 12:30)?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz