Takie refleksje potęgowane są ostatnio przez lekturę
„Człowieka z nieba”, książki o kościele w Chinach w latach osiemdziesiątych.
Wtedy (a i obecnie jest chyba niewiele lepiej) za posiadanie Biblii groziły
surowe kary. Chrześcijanie uczyli się Słowa Bożego na pamięć, a do więzień przemycano
im np. w bochenkach chleba pojedyncze karty, który były prawdziwym, żywym
chlebem.
Niedawno dał mi też bardzo do myślenia wpis na blogu „David Wilkerson today”: Obecnie chrześcijanie żyją w czasie wielkiej światłości. Duch
Święty objawił nam znaczenie wielkiego dzieła Jezusa na krzyżu i niesamowitego
błogosławieństwa z Jego ofiary. Ale był okres znany jako Średniowiecze, kiedy
cudowne dzieło Chrystusa było ukrywane przed światem.
Większość kazań w okresie Średniowiecza koncentrowało się na
potępieniu i gniewie Bożym. Papieże i księża głosili ewangelię uczynków i
ludzie wykonywali różne rzeczy, by znaleźć pokój z Bogiem. Podróżowali wiele
mil, by kłaniać się relikwiom, klękać z czcią przed kamiennymi posągami,
powtarzali długie modlitwy i odmawiali różaniec. Jednak wszystkie te rzeczy
tylko potęgowały ich zniewolenie i wprowadzały głębszą ciemność do ich dusz.
Czy potrafię należycie doceniać Boże łaski, którymi On
obdarza mnie co dnia ? Nie dość, że dał mi życie wieczne, to także w moim
doczesnym życiu wyposaża mnie w warunki, w których mogę wzrastać w wierze,
wychwalać Go, karmić się Jego Słowem. Czy robię z tego dobry użytek?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz