Dzisiaj oglądałem warszawskie uroczystości z okazji święta
Wojska Polskiego. Przecież nie pierwszy raz byłem świadkiem tzw. apelu
poległych, jednak chyba po raz pierwszy dotarło do mnie jak kuriozalny wymiar
ma ten dziwny obrzęd (bo sam nie wiem jak to nazwać).
Pamiętam, jakie ogromne i niesamowite wrażenie wywierały na
mnie tego typu uroczystości w dzieciństwie. Wyczytywanie donośnym, pełnym
napięcia głosem nazwisk poległych, łoskot werbli, potem chóralny okrzyk
żołnierzy „są wśród nas!”. Jako mały chłopiec z autentycznym lękiem patrzyłem
na to wszystko, zwłaszcza, że często takie apele odbywały się po zmroku. Dziecko
uważa, że dorośli zawsze mówią prawdę i ja byłem pewien, że żołnierze naprawdę
stwierdzają pośród siebie obecność poległych.
Dzisiaj, jako wierzący człowiek także oglądałem apel
poległych ze zgrozą, choć już z całkiem innych przyczyn. Słowo Boże
jednoznacznie zakazuje jakichkolwiek kontaktów z umarłymi i przywoływania ich. Czym
innym jest wywoływanie ich po nazwisku i rozkazywanie stanięcia do apelu? Czym
innym jest potwierdzanie ich przybycia? Oczywiście zwolennicy tradycji,
zwłaszcza militarnej, odpowiedzą zapewne, że tak zawsze było i to nic innego
jak tylko forma hołdu, składanego bohaterom poległym w obronie ojczyzny. Ale
jako chrześcijanin wiem, że ze Słowem Bożym nie można żartować i brać Go w
nawias.
Szanuję moich przodków, poległych w dobrej wierze w obronie
Polski, choć jako uczeń Chrystusa mam na temat poniesionej przez nich ofiary
zdanie na pewno odrębne od większości moich rodaków. Ich los jest w ręku Boga,
to co ja mogę zrobić dzisiaj to wykazywać posłuszeństwo Jemu. To prawdziwe
bohaterstwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz