Przyglądanie się z bliska takim procesom wiele uczy. Tak naprawdę nie da się wytłumaczyć tych cudów inaczej niż Boskim planem i interwencją, cokolwiek by tam sobie „uczeni” biolodzy i ewolucjoniści nie wymyślali. Ostatnio myślę o tym, że brak zachwytu, ba – brak w ogóle opcji zachwytu nad takimi procesami powstawania i wzrostu plasuje ich na absolutnie przegranej pozycji i kompromituje całkowicie!
W Ewangeliach czytamy sporo o roślinach, ich dojrzewaniu, wzroście a szczególnie o wydawaniu owoców. Za dużo tych fragmentów by je tu wypisywać. Ale dzisiaj myślałem o tym, czy Jezus także zachwycał się tym cudem życia… Z Jego wypowiedzi to nie wynika. Moim zdaniem nie zachwycał się, bo było to dla Niego czymś oczywistym. Nie zachwycamy się raczej tym, że 2+2=4. Nasza wiara jest mała i jakkolwiek by nie była, nie da się porównać z Chrystusem. Chwałą Bogu, że umiemy się zachwycać. Myślę, że to dobrze o nas świadczy.
Ale jednocześnie Jezus wiązał zawsze, jeżeli już używał „rolniczych”
obrazów, wzrost i owocowanie z poddaniem się woli Bożej, z posłuszeństwem. Chyba
najmocniej ale i najbardziej dramatycznie widać to nie w żadnej z przypowieści,
a w autentycznej w historii o drzewie figowym (Ew. Mateusza 21, 18-19).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz